Bliski wschód
Rosyjski problem PiS. Nie trzeba otwarcie chwalić Putina, by wejść do jego gry
Prawie każde z dużych państw Unii Europejskiej ma u siebie populistyczną i prorosyjską partię, która określa się jako konserwatywna. Prawie każda z nich jest w jakimś stopniu ekspozyturą Moskwy i gra taką samą rolę, jak komunistyczne partie na Zachodzie w czasie zimnej wojny. Ostrze tych ugrupowań wymierzone jest w Unię, a argumenty dobierane są w zależności od sytuacji. Mogą dotyczyć obyczajów, gospodarki, polityki wobec Rosji.
Istota jest jednak zawsze taka sama – chodzi o to, że im lepiej mają się instytucje Zachodu, a narody są skłonne do większej integracji, tym trudniej współczesnym populistom zdobywać poparcie w swoich krajach, a Władimirowi Putinowi – wpływać za ich pośrednictwem na politykę Zachodu. Tak trzyma się wspólnota interesów Putina i „konserwatywnych populistów” na Zachodzie. Wspólnota interesów Putina i „konserwatywnych populistów” na Zachodzie polega na tym, by Unii źle się wiodło.
W Polsce partia, która otwarcie wspierałaby imperialną politykę Rosji, nie miałaby racji bytu. Społeczeństwo jest sceptyczne wobec Rosji, a elity polityczne impregnowane na polityczne kontakty z Kremlem. Nieliczne, szalone wyjątki tylko potwierdzają regułę. W polskim przypadku rozstrzygająca jest geopolityka. Położenie w Europie Środkowej – miedzy Niemcami i Rosją – i całe nasze historyczne doświadczenie powodują, że Polska bardziej niż inne państwa w Europie jest w sytuacji „albo, albo” – albo Zachód, albo Rosja. Nie ma drogi pośredniej.
Stąd cała antyunijna tradycja w III Rzeczpospolitej, niezależnie od opakowania, jest w istocie grą na korzyść Rosji i restytucji imperium. Słabsza Unia, mniejsze wpływy Zachodu w Europie Środkowej – wszystko to automatycznie stwarza przestrzeń dla rosyjskiej infiltracji.