Groby pod Iziumem
Piętno „ruskiego miru”. Pod Iziumem powtarzają się sceny z Buczy i Irpienia
Zaczęły się ekshumacje, władze podają przerażające liczby: wśród wyjmowanych ciał przeważają cywile, a wśród cywilów kobiety. Zwłoki noszą ślady tortur. Powtarzają się sceny z Buczy i Irpienia pod Kijowem, gdzie w podobnych mogiłach znaleziono kilkaset osób. W polskiej pamięci zbiorowej obrazy te nieuchronnie przywołują Katyń. Koszmar polega na tym, że takie miejsca znajdowane są praktycznie wszędzie, gdzie przez dłuższy czas byli Rosjanie. Piętno „ruskiego miru”, jakie zostawiają, to katownie w piwnicach, ofiary śledztw i zabójstw, masowe mogiły i kampania zaprzeczania, fałszowania rzeczywistości, realizowana przez kremlowską propagandę i internetowych trolli. Ale ukraińskie władze zadbały o to, by dowody zbrodni pokazać światu. Na miejscu są ekipy prasowe i telewizyjne, dziennikarze wyjeżdżają w szoku. Wyrazy oburzenia i przerażenia płynące z Zachodu na razie nie przekładają się na kroki prawne, ale Izium stanie się po Buczy i Mariupolu kolejnym dowodem rosyjskich zbrodni, do rozliczenia.
Zbrodnie na cywilach to nie tylko blizny po okupacji, ale też codziennie zadawane rany. Ataki rakietowe na infrastrukturę zapewniającą prąd, ciepło i wodę są odpowiedzią Rosji na udaną kontrofensywę pod Charkowem, a w telewizyjnej propagandzie bywają nazywane nową strategią, punktem zwrotnym w kampanii przeciw Ukrainie. Przerwana tama na rzece Ingulec w Krzywym Rogu, uszkodzone elektrownie w głębi kraju. Im zimniej i ciemniej, tym bardziej dotkliwe, choć na razie ukraińskie służby dokonują cudów sprawności w przywracaniu dostaw energii. Igraniem z ogniem na skalę katastrofy są ostrzały linii energetycznych, powodujące konieczność wyłączania bloków zaporoskiej elektrowni jądrowej. Siłownia, będąca źródłem jednej trzeciej ukraińskiego prądu, sama pożera go na wielką skalę – potrzebuje stałego zasilania do chłodzenia i podtrzymania procesów fizycznych.