Trzeszczy w próżni
Trzeszczy w próżni. Putina nie słuchają już nawet sojusznicy
Seria despektów spotkała Władimira Putina na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie. Musiał czekać i udawać, że przegląda notatki przed dwustronnymi spotkaniami z prezydentami Turcji, Azerbejdżanu, Indii i Kirgistanu. W czasach sprzed Ukrainy to raczej Putin słynął z podobnych gierek. Przywódcy państw najbliższych serwowali mu i inne uszczypliwości. Xi Jinping między wierszami krytykował za lekkomyślność, Putin przyznał, że rozumie chińskie obawy i troski. Narendra Modi z Indii – które jako kraj korzystają z niskich cen rosyjskich paliw – mówił, że to nie są dobre czasy na wszczynanie wojen. Także Kazachstan wykorzystał moment – i wizytę Xi – na zaznaczenie zwiększającego się strategicznego dystansu do Moskwy.
Putin jest rozkojarzony, w przestrzeni poradzieckiej pojawia się próżnia, co sprzyja wznawianiu przewlekłych konfliktów. Rozsypało się porozumienie Armenii i Azerbejdżanu wynegocjowane przez Rosjan w 2020 r. W walkach między 12 a 14 września zginęło ponad 200 osób, wystąpiło niebezpieczeństwo wojny na dużą skalę, bo tym razem Azerbejdżanowi, który pogwałcił międzynarodowo uznane granice armeńskie, miałoby chodzić nie tylko o sporny Górski Karabach, ale też o wykrojenie korytarza do Nachiczewania, czyli eksklawy odciętej od Azerbejdżanu przez obszar prorosyjskiej Armenii.
Ta nie wysłała wysokiego przedstawiciela do Erywania, pojawiła się tam za to Nancy Pelosi, przewodnicząca amerykańskiej Izby Reprezentantów. Zaoferowała wsparcie i przypisała winę Azerbejdżanowi. Rosja ma bazę w Armenii, jej wojsko pełni rolę sił pokojowych w Karabachu i przewodzi Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym – posowieckiemu odpowiednikowi NATO – której Armenia jest członkiem. Rosja jednak nie ma dość siły i zręczności, by obronić Armenię i nie zrazić Azerbejdżanu.