Bateria Europy
Bateria Europy. Norwegia nie chce się dzielić swoją ropą, gazem i pieniędzmi
Dziennik „Financial Times” napisał niedawno to, o czym nieoficjalnie dyskutowano w przemyśle energetycznym od kilku miesięcy: „Już czas, by Europa poprosiła Norwegię o obniżenie cen gazu”.
Redaktor argumentował, że Norwegia jest stabilnym i godnym zaufania dostawcą. A taki gest byłby wyrazem solidarności z krajami stojącymi w obliczu recesji. Ponadto w interesie samej Norwegii powinno być dostosowanie się do możliwości rynku, bo na dłuższą metę jej też są potrzebni wypłacalni kontrahenci. Nie zabrakło oczywiście argumentu moralnego: obniżenie cen to bezpośrednie wsparcie Ukrainy.
Już w maju premier Mateusz Morawiecki zwracał się do „przyjaciół Norwegów” z apelem o solidarność i podział zysków. Ale dopiero po tekście w „Financial Times” w Norwegii zawrzało.
Tutejsi politycy niemal zgodnie wykluczyli możliwość obniżki cen. Reprezentujący Partię Pracy minister przemysłu naftowego i gazowego Terje Aasland stwierdził, że rząd nie przewiduje ingerencji w mechanizmy rynkowe. A jego koledzy z opozycyjnej partii Høyre (Prawica) przekonywali, że Norwegia nie ma tak silnej pozycji, by dyktować globalne ceny. To, co Norwegia może i powinna zrobić, ich zdaniem, to wykorzystać ogromne zyski na pomoc w odbudowie Ukrainy i wsparcie krajów, które cierpią z powodu wzrostu cen paliw i jedzenia.
Tylko Partia Zielonych (MDG) nie widziała przeszkód w obniżeniu cen. Jej reprezentant Rasmus Hansson powiedział, że Norwegia powinna patrzeć dalej niż tylko do własnej – jak się wyraził – „świnki skarbonki”, bo miliardy, które zarabia na wojnie, to pieniądze, które łamią życia i krajowe gospodarki w innych regionach. Efektem obniżenia cen byłyby tylko mniejsze zyski, a na to Norwegia może sobie pozwolić, powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Klassekampen”.