Serie rozmów, salwy rakiet
Serie rozmów, salwy rakiet. Putin przeniósł starcie na front dyplomatyczny
Walki rzecz jasna trwają, wokół Bachmutu i Soledaru w Donbasie nawet intensywne, głównie z udziałem rosyjskich wagnerowców. Po drugiej stronie Dońca Ukraińcy wciąż napierają na Kreminną, a na południowym brzegu na Łysyczańsk, oddany Rosjanom latem. Ale nawet ukraiński minister obrony przyznaje, że tempo operacji na południu spadło. Nie ma wyczekiwanego do niedawna odwrotu rosyjskich wojsk spod Chersonia, przeciwnie – na przyczółek na północnym brzegu Dniepru docierają świeżo zmobilizowani rezerwiści. Żadna ze stron nie ogłasza większych sukcesów, nie mówiąc o jakimś przełomie. Nawet zbrodniczych bombardowań ukraińskich miast przy użyciu irańskich dronów i rosyjskich pocisków manewrujących było w ostatnich dniach mniej.
Za to Putin na nowo straszy bronią jądrową. Na ćwiczeniach Grom uruchomił całą triadę – wszystkie trzy rodzaje nośników tej broni, jakie ma do dyspozycji. W powietrze poszły rakiety z wyrzutni naziemnych, okrętu podwodnego i bombowców strategicznych. Było to pierwsze takie ćwiczenie w czasie trwania wojny z Ukrainą, choć zostało wcześniej zapowiedziane i rzekomo zaplanowane.
Ale zanim wystrzeliła salwa rakiet, z Moskwy w świat poleciała seria zaskakujących telefonów. Kilka dni ze słuchawką w ręku spędził minister obrony Siergiej Szojgu, stając się ni to dyplomatą, ni to negocjatorem, ni wymuszaczem. Jego główne zadanie też polegało na straszeniu – perspektywą użycia przez Ukrainę brudnej bomby, ładunku wybuchowego z materiałem radioaktywnym. W podtekście była niewypowiedziana na głos reakcja Rosji, również nuklearna. Oskarżenia zostały uznane przez Zachód za absurdalne i oficjalnie odrzucone, ale musiały podnieść ciśnienie politykom. Rosja kilka razy wcześniej sugerowała, że Kijów planuje atak bronią chemiczną i biologiczną, ale powtarzany w wielu językach przekaz z Kremla zrodził podejrzenia, że to sama Moskwa szykuje taką prowokację.