Ubiegając się w 2018 r. o fotel gubernatora Florydy, republikański kongresmen Ron DeSantis zamieścił w telewizji spot wyborczy, w którym bawi się kolorowymi klockami ze swoją dwuletnią córeczką Madison. Na wezwanie taty dziewczynka buduje z nich „mur” – taki, jaki na granicy z Meksykiem wznosił Donald Trump. W swojej kampanii DeSantis złożył więcej takich ukłonów pod adresem ówczesnego prezydenta, którego był lojalnym sojusznikiem, popierającym wszystkie jego posunięcia i broniącym go przed oskarżeniami o konszachty z Rosją. W nagrodę Trump wystąpił na jego wiecu i udzielił mu swego błogosławieństwa. DeSantis wygrał tamte wybory i jako gubernator rządził, naśladując swego mentora.
Nie do końca jednak naśladując, bo tak naprawdę jest zupełnie innym politykiem i zapewne dlatego wybory 8 listopada do Kongresu i władz stanowych przyniosły inny rezultat niż te sprzed dwóch lat, kiedy Trump poległ w walce o reelekcję. DeSantis z łatwością wygrał drugą kadencję gubernatora Florydy, z przewagą 20 proc. nad swoim demokratycznym rywalem. Na tle rozczarowujących wyników Partii Republikańskiej (GOP), która wbrew opartym na sondażach prognozom nie odebrała Demokratom większości w Senacie i której kandydaci wypadli poniżej oczekiwań, sukces DeSantisa zajaśniał pełnym blaskiem i wyniósł go na piedestał głównego konkurenta Trumpa do republikańskiej nominacji do Białego Domu w wyborach w 2024 r. Establishment GOP długo czekał na wymarzoną alternatywę dla narcystycznego Donalda, którego obwinia za porażki w wyborach. W osobie DeSantisa otrzymał „lepszego Trumpa” albo „Trumpa z mózgiem”.
Jako gubernator DeSantis postępował podobnie jak były prezydent, ale racjonalnie. Najbardziej chyba pomogła mu kontrowersyjna polityka wobec pandemii.