Zakończyła się wizyta Władimira Putina na Białorusi, gdzie spotkał się z Aleksandrem Łukaszenką. Jak można się było spodziewać, dyktator znów elegancko wyślizgał się od bezpośredniego zaangażowania w konflikt w Ukrainie. W przeciwieństwie do Rosji na Białorusi sympatie prozachodnie i prodemokratyczne są w społeczeństwie bardzo żywe. Już tego nie pamiętamy, ale dwa lata temu reżim ledwo się obronił. Zadziałała tylko siła i brutalność organów ścigania. Społeczeństwo nie pokochało bardziej własnej władzy, po prostu zapędzono je do szeregu i tyle. Mimo to zdarzają się akty sabotażu. Wykolejają się np. pociągi wiozące sprzęt wojskowy, i ewidentnie nie jest to robota ukraińskich sabotażystów.
W Rosji nawet winda potrafi wybuchnąć
Co innego w Rosji. Ostatnio obserwuje się jakąś zdecydowanie nadmiarową liczbę różnych wybuchów i pożarów, choć zdążyliśmy się przyzwyczaić do tych standardów, bo do przedziwnych wypadków w przemyśle dochodzi tu nader często. W Rosji nawet winda potrafi wybuchnąć, jeśli jedzie nią jakiś przeciwnik Putina. W ostatnich 48 godzinach odnotowano tajemniczy silny wybuch odcinka gazociągu pod Czeboksarami (stolica Czuwaszji), ok. 100 km na zachód od Kazania. Trzy osoby zginęły, a pożar było widać z daleka. Niemal równocześnie wyleciała w powietrze podstacja energetyczna w Szebekinie pod Biełgorodem, w części miasta zabrakło prądu. Rosjanie niespecjalnie się tym chwalili, tajemnicza eksplozja przeszła bez echa.
Za to 19 listopada wybuch gazociągu pod Petersburgiem spowodował przerwy w dostawie gazu do elektrowni w Wsiewołożsku, więc musiała przejść na opalanie mazutem.