Puszczony na żywioł covid eksplodował w Chinach. Robi się groźnie, jest sporo zagadek
Covid eksplodował i stał się elementem nowej chińskiej normalności. Przy czym nie wiadomo, jak dokładnie pandemia na chińskim odcinku przebiega. Nie ma bieżących statystyk prowadzonych zgodnie ze wskazówkami Światowej Organizacji Zdrowia. Dlatego według władz w Pekinie w grudniu covid był przyczyną ledwie kilkunastu zgonów. Zarzucono też masowe testy, wcześniej powszechne, więc dane na temat zachorowań uwzględniają jedynie przypadki odnotowane w szpitalach czy innych placówkach służby zdrowia. Pod koniec roku było ich po kilka tysięcy na dobę, choć eksperci przewidują w swoich modelach, że już w styczniu bliższy prawdzie będzie poziom przynajmniej 3 mln zakażeń każdego dnia.
Covid znaczy chaos
Oficjalne dane nie chcą dopasować się do zamieszania w systemie opieki zdrowotnej, niewątpliwie poważnie przeciążonym. W całym kraju powtarza się podobna historia. Chaos w przepełnionych poczekalniach, deficyt wolnych łóżek i dostępnego personelu, kolejki przed aptekami, brak wolnych terminów w zakładach pogrzebowych i dymy z kominów pracujących na pełnych obrotach krematoriów.
Z tych anegdotycznych przykładów układa się obraz sporego kryzysu, ale partia komunistyczna nie potwierdza jego rozmiarów. Władze miast i prowincji zapowiadają dostawianie łóżek – np. w Szanghaju 230 tys. – ale nie widać takiego wzmożenia jak u progu pandemii, gdy w kilka godzin wznoszono wielkie polowe szpitale mające przyjąć ciężar pierwszego uderzenia wirusa.
Było wiadomo, że covid nie natrafi na wiele barier.