Tak złej atmosfery wśród sojuszników Ukrainy nie było dawno. W zachodniej koalicji wspierającej ją uzbrojeniem utworzyła się nowa koalicja – krajów deklarujących gotowość przekazania czołgów zachodniej konstrukcji. Zainicjowana w Europie i publicznie ogłoszona przez Polskę zyskała wsparcie Stanów Zjednoczonych, ale zmaga się z oporem Niemiec jako gospodarza pancernej technologii i praw do eksportu uzbrojenia.
Czytaj też: Po roku wojny rosyjski Goliat ma podbite oko
Ten spór nie wygląda dobrze
Doszło do tego, że przed wizytą w Niemczech sekretarza obrony USA Lloyda Austina Pentagon publicznie ogłosił, że jedzie on tam m.in. po to, by zdjąć tę blokadę. A więc Amerykanie położyli na szali swój wpływ na Niemcy, które cały czas uważa za najważniejszego partnera w Europie i filar kontynentalnego bezpieczeństwa. Berlin jednak postawił warunek – ma się zgodzić na leopardy, o ile USA przekażą Ukrainie swoje abramsy, czego z kolei Ameryka nie chce. Ten spór trwa już od jakiegoś czasu i do tej pory manifestował się w nieoficjalnych wypowiedziach cytowanych w prasie przedstawicieli rządów. Teraz wszedł na poziom bezpośredniej, choć przyjaznej konfrontacji.
Nie pomogła nawet zmiana ministra obrony w Niemczech, bo nie zmieniła ona – a w pewnym sensie mogła nawet usztywnić – polityki Berlina. Zamiast powszechnie krytykowanej i politycznie słabej Christiny Lambrecht nowy szef resortu Boris Pistorius mówi pewniej, ale wcale nie po myśli Waszyngtonu ani tym bardziej sojuszników ze Wschodu (wytykają mu prorosyjskie sympatie z przeszłości i chętnie przyszywają łatkę rusofila podobnego do b.