341. dzień wojny. Teraz widać, że Zachód spóźnił się z ciężkim sprzętem dla Ukrainy
Rosjanie mszczą się jak mogą na upartym sąsiedzie, który zamiast potulnie się poddać i dać się złupić, broni się z wielką zawziętością, zupełnie jakby sam chciał meblować własne mieszkanie. Dlatego atakują ukraińskie miasta, nie zyskując niczego prócz satysfakcji z zadawania cierpień. Nad ranem w Charkowie w blok mieszkalny trafiła rakieta przeciwlotnicza, którą z systemu S-300PM odpalono w pomocniczym trybie „ziemia-ziemia”. Pociski balistyczne do niszczenia celów naziemnych, czyli groźne iskandery, Rosjanom się skończyły, został jakiś tam nienaruszalny zapas na ewentualną wojnę z NATO.
Ponieważ jednak pociski systemu S-300PM są w pierwszej kolejności przeznaczone do zwalczania wrogich samolotów, śmigłowców czy bezpilotowców, to w trybie „ziemia-ziemia”, w jakim też można je odpalić, są niespecjalnie celne. Żadnego obiektu wojskowego raczej trafić się tak nie da, ale w coś się zawsze uderzy. Artyleria rakietowa, ale polowa – wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe – została użyta do ostrzału Chersonia, Zaporoża i Sum. W Dniepr, Czernihów i Mikołajew też uderzono z pomocą rakiet przeciwlotniczych odpalanych do celów naziemnych. Zginęło w sumie pięć osób, 13 zostało rannych.
Rosjanie rzucili świeże siły
Na samych frontach większych zmian nie ma, a jeśli są, to niestety na niekorzyść Ukrainy. W dwóch kluczowych rejonach Rosjanie wprowadzili świeże siły, które pozwoliły im zwiększyć aktywność i zyskać nawet pewne zdolności ofensywne. To, po pierwsze, obszar na zachód od Kreminnej – jednostki uzupełnione przeszkolonym, zmobilizowanym personelem odepchnęły Ukraińców z lasów na południowy zachód, aż pod wieś Dibrowa. Okolice Kreminnej przestały być rosyjskim słabym ogniwem – ukraińskie wojska powinny przejść tutaj do długotrwałej obrony, bo bezsensowne walenie głową w mur tam, gdzie przeciwnik jest szczególnie silny, nie ma najmniejszego sensu.