Za zamkniętymi drzwiami, w tajemnicy przed opinią publiczną, Sąd Najwyższy w Mińsku rozpatrywał apelację Andrzeja Poczobuta, dziennikarza, działacza polskiej mniejszości w Białorusi, aktywisty rozwiązanego przez reżim Związku Polaków. Niedawny wyrok Sądu Obwodowego właśnie stał się prawomocny.
W lutym sąd w Grodnie skazał Poczobuta na osiem lat uwięzienia w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Zarzuty: m.in. „wzywanie do nakładania sankcji na Białoruś i działania na szkodę tego kraju poprzez publikacje w prasie i internecie” czy „gloryfikacja faszyzmu, wzniecanie wrogości na tle narodowościowym, religijnym i społecznym”. Próbowano zrobić z niego nawet terrorystę. Zarzuty są nieprawdziwe, wymyślone przez reżim, by nie tyle surowo ukarać, ile zniszczyć Poczobuta i zastraszyć tych, którzy próbują rzetelnie i odważnie informować o tym, co dzieje się w Białorusi, jak traktowana jest polska mniejszość, jak poniewierana i zaszczuta jest białoruska opozycja, jak zastraszani są obywatele.
Proces w Grodnie miał charakter polityczny. Sędzia ogłosił wyrok zgodnie z wytycznymi, jakie otrzymał z Mińska, zapewne od samego Łukaszenki. Poczobut, podobnie jak nagrodzony Noblem i także skazany na ciężkie więzienie Aleś Bialacki, to więźniowie, których Łukaszenka ma pod specjalną pieczą.
Czytaj też: