469. dzień wojny. Po co Ukraińcy mieliby wysadzać tamę na Dnieprze? Strategiczne dowodzenie w Ukrainie
John Kirby powiedział, że Stany Zjednoczone nie są na razie w stanie stwierdzić w sposób niebudzący wątpliwości, kto dokonał zniszczenia zapory w Nowej Kachowce, choć jednocześnie zaznaczył, że badają wersję, iż zrobili to Rosjanie. Przede wszystkim: po co mieliby to zrobić Ukraińcy?
Czytaj więcej: Wielka powódź po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce. Co z ukraińską ofensywą?
Wersja pierwsza: żeby oczernić Rosjan. Ale czy ich trzeba oczerniać? Oni sami o to dbają, są umoczeni w zbrodnie po same pachy. Są winni samej agresji, ale też niezliczonych ataków na ludność cywilną, gwałtów, rabunków, tortur, morderstw, w tym wielu dobrze udokumentowanych także przez międzynarodowe organizacje i specjalistów. Po co jeszcze dodatkowo organizować prowokację, która miałaby po raz pięćsetny potwierdzić, że Rosjanie popełniają wiele ciężkich zbrodni w Ukrainie?
Wersja druga: żeby odsunąć groźbę rosyjskiego ataku na prawy brzeg Dniepru. Tyle tylko że w listopadzie 2022 r. Rosjanie się stamtąd wycofali, przekonawszy się, że nie sposób zapewnić zaopatrzenia wojsk na północno-zachodnim brzegu rzeki. Rosjanie mają problemy ze zdobyciem niewielkiego Bachmutu, który szturmowali przez dziesięć miesięcy, i teraz mieliby podejmować się forsowania takiej rzeki jak Dniepr, a następnie zaopatrywać wojska na drugim brzegu? Czyli ćwiczyć to samo, co przeżyli jesienią 2022 r.? Żadne forsowanie Dniepru nie groziło ukraińskim wojskom. Nie chodziło też o to, by utrudnić ostrzeliwanie Chersonia. Bo jak to, żeby ochronić miasto przed ostrzałem, częściowo je zalali? Nonsens.
Wersja trzecia: Ukraińcy chcieli odciąć dopływ wody na Krym. Ale w jakim celu? To nie przyspieszy wygrania wojny. Nie jest sposobem na pozbycie się Rosjan z Krymu. Takim ruchem nie zyskują nic, a tracą wiele – gdyby wyszło na jaw, że to oni za to odpowiadają, świat zachodni mógłby się od nich odwrócić, a to byłoby samobójstwo Ukrainy.
Czytaj także: „Dziad Dniepr”. Mocarna rzeka, kręgosłup Ukrainy, kluczowa linia frontu
Co natomiast uzyskali Rosjanie? Rosjanie szykują się do obrony przed ukraińską ofensywą. Zalanie tych terenów eliminuje potencjalny kierunek ukraińskiego natarcia przez Dniepr. Forsowanie takiej rzeki jest trudne, ale przy odpowiednim wsparciu możliwe. Raczej Ukraińcy tego nie planowali, ale sama potencjalna groźba takiego ataku zmuszała Rosjan do utrzymywania sporych sił na południowo-wschodnim brzegu Dniepru, by takie ewentualne natarcie odeprzeć. A teraz mogą sporą część tych sił zabrać do wzmocnienia najbardziej zagrożonego kierunku – 155-kilometrowego odcinka od Wasyliwki aż po Wuhłedar, nieco na zachód od Doniecka.
Po drugie, o wiele gorsze, jest to groźba. Pokazali, że mogą to zrobić. Wysadzili i wywołali powódź, w wyniku której zalanych zostało ok. 80 osiedli, wsi, miasteczek i część Chersonia, co zmusiło do ewakuacji blisko 20 tys. ludzi. Ile jest ofiar tej powodzi, na razie nie wiadomo, ale w Dnieprze pojawiają się już ciała ofiar.
Czytaj też: Rosjanie nareszcie odczuli wojnę. Czy Ukraińcy skutecznie wykorzystają F-16?
Na Dnieprze są jednak gorsze zapory do zniszczenia. Najbardziej wrażliwa jest zapora położona nieco na północ od Kijowa, przy Kijowskiej Elektrowni Wodnej zbudowanej w latach 60. To właśnie ta zapora o konstrukcji betonowej z ziemnym wypełnieniem utrzymuje cały olbrzymi zalew nazywany Morzem Kijowskim. Gdyby tę tamę udało się zniszczyć, zalana zostałaby spora część Kijowa, i to błyskawicznie. Nie byłoby żadnego czasu na ewakuację. Mogłoby zginąć nawet kilkaset tysięcy osób, mieszkańców Kijowa. Podobnie jak w przypadku uderzenia jądrowego na Kijów.
Nie jest więc wykluczone, że to było ostrzeżenie Moskwy pod adresem Ukrainy. Popatrzcie, jeśli dokonamy zmasowanego ataku pociskami balistycznymi i skrzydlatymi na tamę przy Kijowskiej Elektrowni Wodnej, wasza stolica w połowie przestanie istnieć, a skala strat w ludności będzie niewyobrażalna. Jesteście gotowi na taki cios?
Taki scenariusz byłby dla Ukrainy fatalny, mógłby zmusić Ukrainę do uległości. Dlatego, naszym zdaniem, Ukraina nie zniszczyła tamy w Nowej Kachowce. To bowiem w jakimś sensie otwiera Rosjanom drogę do niszczenia kolejnych tam na Dnieprze. Takie działanie eliminuje z pracy znajdujące się tam elektrownie wodne, co może o wiele skuteczniej zablokować dostawy energii elektrycznej niż niszczenie podstacji elektrycznych. Po drugie, gdyby faktycznie zniszczyli tamę w Kijowie, a świat by już wiedział, że za zniszczenie tamy w Nowej Kachowce odpowiadają Ukraińcy, kto bym im wówczas uwierzył, że tym razem zrobili to Rosjanie?
Czytaj także: Jak Rosjanie wysadzili zaporę na Dnieprze... w 1941 r.
Co na frontach?
6 czerwca rosyjscy ochotnicy organizujący w obwodzie biełgorodzkim akcje dywersyjne wycofali się na własne terytorium. Zamieszanie, jakie wywołali, było potężne, a ponadto według niepotwierdzonych na razie doniesień, w działaniach tych zginął rosyjski dowódca jednej z grup operacyjnych płk Andriej Stesew. Wcześniej podobno dowodził on 104. Pułkiem Desantowo-Szturmowym Gwardii z 76. Czernihowskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej Gwardii. Pokazano nawet jego legitymację służbową.
Rosjanie kontynuowali słabe ataki w rejonie miejscowości Swiatowe, Kreminna, Biłohoriwka i w rejonie Gorłowki. Tymczasem na północ i na południe od Bachmutu ograniczone ataki prowadzili Ukraińcy i nawet – w przeciwieństwie do Rosjan – odnieśli pewne marginalne sukcesy.
Na południowym froncie ataki kontynuowały siły ukraińskie, nacierając na miejscowość Nowodariwka i na wieś Riwnopil, jakieś 3 km na wschód od Nowodariwki, a oba te osiedla znajdują się na granicy obwodów zaporoskiego i donieckiego, w połowie drogi między Hulajpołe a Wuhłedarem. Nacierano też na Neskuczne, niedaleko (3 km na południowy zachód) od miasteczka Wełyka Nowosiłka. Ataki nie były silne, miały charakter rozpoznania walką, jakby w ramach przygotowań do głównej ofensywy.
Marek Świerczyński: Ukraińska kontrofensywa. Kolejnej takiej szansy może nie być
Tymczasem Rosjanie też sobie tam ciekawie poczynali. Właśnie ich agencja RIA Nowosti pokazała piękne zdjęcia z odważnej akcji niezwyciężonego lotnictwa rosyjskiego. Śmigłowce Ka-52 wykonały brawurowy atak na ciężkie pancerne pojazdy wroga. Opisano to jako zniszczenie czołgów Leopard 2. Coś niesamowitego, ale celność, jaki efekt! Tyle tylko że po powiększeniu stop klatki bardzo wyraźnie widać, że nie są to żadne czołgi, lecz dwa kombajny firmy John Deere, które – jak wiadomo – są malowane na zielono. Ten szaleńczy atak na kombajny przejdzie do historii działań śmigłowców szturmowych, zapisując się w niej złotymi zgłoskami.
Ukraiński system dowodzenia strategicznego
Ukraiński system dowodzenia strategicznego jest dość scentralizowany i nie jest wolny od postsowieckich naleciałości. Na samym czele systemu obronnego państwa stoi Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych, którym podobnie jak w USA jest prezydent. Jest to zrozumiałe i słuszne, tutaj Ukraińcy poszli nawet dalej niż Polska, gdzie prezydent jest „zwierzchnikiem” sił zbrojnych. Takiej kategorii w definicjach zarządzania czy dowodzenia po prostu nie ma, bo kto to jest zwierzchnik? Dowódca – wiadomo, minister – też wiadomo, ale zwierzchnik? A w Ukrainie, tak jak w Stanach Zjednoczonych, tytuł jest jasny i przejrzysty: Naczelny Dowódca SZ. Oczywiście nie dowodzi on w takim sensie, jak sobie zwykle wyobrażamy dowodzenie, ale to on podejmuje ostateczne decyzje: walczymy czy nie walczymy, z kim w sojuszu i przeciwko komu, jak walczymy i gdzie leżą granice tego, co nam wolno, a co nie. O takich sprawach musi decydować polityk.
Prezydentowi podlega ciało, które nosi tradycyjny, jeszcze dość postsowiecki tytuł „Stawka Naczelnego Dowództwa”, czyli tłumacząc na polski – kwatera naczelnego dowództwa. Pierwsza taka Stawka Naczelnego Dowódcy powstała w marcu 1918 r., ale istniała tylko w czasie wojny domowej i była to faktycznie polowa, ruchoma kwatera dowódcy czerwonych wojsk bolszewików.
Ponownie Stawka Naczelnego Dowódcy powstała 23 czerwca 1941 r. i było to ciało doradcze towarzysza Stalina, który oczywiście z automatu był naczelnym dowódcą (jako ówczesny premier ZSRR). Na czele tamtej Stawki stał marszałek Siemion Timoszenko, ówczesny Ludowy Komisarz Obrony, czyli taki minister obrony. Poza nim znalazł się w niej szef Sztabu Generalnego (gen. armii Gieorgij Żukow) oraz starsi marszałkowie, w zasadzie już na emeryturce (nie wiemy, czy zasłużonej): Siemion Budionny i Kliment Woroszyłow. Był też Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych Wiaczesław Mołotow. Od 10 lipca na czele Stawki jako jej przewodniczący stał sam Stalin. Dołączono też do jej składu szanowanego przez Stalina marszałka Borysa Szaposznikowa, byłego pułkownika carskiej Lejbgwardii. Pod koniec wojny skład Stawki się zmienił – starszych marszałków wysłano na emeryturę, a skład uzupełniono młodymi, wyróżniającymi się dowódcami, takimi jak Aleksandr Wasilewski, ale w sierpniu 1945 r. ciało to rozwiązano.
Stawka nie zastępuje Sztabu Generalnego – to kolektywne ciało, w którym pewne kluczowe decyzje można przegadać z fachowcami, nim naczelny dowódca podejmie decyzję. Wiadomo – co kilka głów, to nie jedna. Co ciekawe, w PRL też mieliśmy takie „obronne” ciało doradcze: Komitet Obrony Kraju. Istniał on od lutego 1959 r. do 1990 r. i funkcjonował także w czasie pokoju. Zawsze przewodniczącym KOK był I Sekretarz KC PZPR, a sekretarzem – zaufany generał. W zasadzie było ich trzech w latach 1959–90: gen. broni Grzegorz Korczyński (do 1971 r.), gen. broni Tadeusz Tuczapski (do 1987 r.) i gen. broni Jerzy Skalski (do 1990 r.). W 1990 r. KOK-u nie zlikwidowano od razu, lecz przeniesiono w podległość prezydenta, który z automatu był jego przewodniczącym. Co ciekawe, wśród sekretarzy KOK w 1991 r. znalazł się Lech Kaczyński. W 2003 r. KOK ostatecznie zlikwidowano a jego funkcje całkowicie przejęło Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.
W Ukrainie też istnieje podobne ciało kolektywne właśnie pod tradycyjną nazwą Stawka Naczelnego Dowódcy. Przewodniczącym jest prezydent Wołodymyr Zełenski. A w skład Stawki wchodzi w Ukrainie całkiem sporo osób: minister obrony, minister spraw wewnętrznych, minister spraw zagranicznych, naczelny dowódca Wojsk Ukrainy (gen. armii Walerij Załużny), szef wywiadu GUR, dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej, dowódca Gwardii Narodowej Ukrainy, szef Służby Granicznej Ukrainy, szef Policji Państwowej Ukrainy, przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy i inni, łącznie 19 osób. To właśnie tu po odpowiednich dyskusjach zapadają najważniejsze decyzje państwowe związane z prowadzeniem wojny, ale prezydent ma decydujące słowo. Tym się różni ta Stawka od polskiego BBN, który w ogóle nie uczestniczy w procesie decyzyjnym inaczej, niż wykonując zlecone mu analizy i doradzając. Nie jest to też odpowiednik polskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, która ma nikły wpływ na procesy decyzyjne w naszym państwie.
Na czele samego wojska stoi gen. armii Walerij Złużny. On podejmuje wszelkie decyzje związane z faktycznym dowodzeniem wojskiem, zarówno te operacyjne, jak i te administracyjne. Jemu podlega dopiero Sztab Generalny, na czele którego stoi szef – gen. płk Siergiej Szaptała. Ten sztab zorganizowany jest po natowsku, czyli jego główne zarządy noszą numerację zgodną z nomenklaturą NATO, mając podobny zakres obowiązków: I personalny, III operacyjny, IV logistyczny, V planowania rozwoju wojsk, VI łączności, dowodzenia i informatyki, VII doktryn i gotowości bojowej, VIII zarządzania zasobami i IX spraw cywilno-wojskowych. Zwróćmy uwagę, że nie ma II głównego zarządu, bowiem GUR podlega bezpośrednio ministrowi obrony narodowej, ale za to GUR wystawia do sztabu generalnego własny departament analiz i informowania rozpoznawczego, który jest II zarządem „zwykłym”, nie głównym.
Sztab Generalny jest więc wielkim molochem, w którym robi się dosłownie wszystko: organizuje jednostki, nadzoruje ich wyposażenie i szkolenie, organizuje się ćwiczenia, kontrole, dba o gotowość bojową, zarządza całą logistyką, a jednocześnie przygotowuje się plany operacji wojennych i nadzoruje prowadzenie działań bieżących.
Prof. Roman Kuźniar w rozmowie z Jackiem Żakowskim: Na co teraz liczy Putin?
I tu właśnie Ukrainie brakuje tego, co nawet my mamy w Polsce: toru dowodzenia i toru administracji. U nas pod mniejszy Sztab Generalny mający funkcje kontrolne, nadzorcze i ogólnego planowania podlega Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych (DGRSZ) i Dowództwo Operacyjne RSZ (DORSZ). Pierwsze wystawia, przygotowuje, uzupełnia i szkoli siły (Force Generation), zaś drugie dowodzi otrzymanymi od DGRSZ siłami w realnych działaniach, nie zajmując się już sprawami szkolenia, administrowania i uzupełnień. Taki system sprawdza się o wiele bardziej i tak funkcjonuje większość armii NATO.
W Ukrainie system ten pojawia się na poziomie operacyjnym, czyli szczebel niżej od strategicznego, ale o tym opowiemy innym razem. Czy taki strategiczny system dowodzenia Ukrainy zapewnia odpowiednią elastyczność i szybkość reagowania? Naszym zdaniem nie do końca. Za dużo tu biurokracji, a stojąca na czele wojska instytucja w postaci Sztabu Generalnego to wielki moloch. U nas też tak było za komuny, a Sztab Generalny WP był tak wielki, że nie mieścił się w jednym kompleksie wielu budynków przy ulicy Rakowieckiej, zajmował jeszcze kilka innych mniejszych kompleksów. Kiedy człowiek pojawiał się w Sztabie Generalnym, to dosłownie tonął w niekończących się korytarzach z setkami gabinetów, a wszędzie generałowie, pułkownicy, sekretarki… Od gwiazdek i wężyków można było dostać zawrotu głowy. Nic dziwnego, że ten wielki moloch, olbrzymi mózg armii nazywano „sztabem genialnym”…
Książka „Wojna w Ukrainie” Michała i Jacka Fiszerów do kupienia na Sklep.polityka.pl. Autorzy omawiają w niej wydarzenia, jakie doprowadziły do tego konfliktu, opisują jego tło oraz przebieg, na ile jest obecnie znany. Jest bowiem sprawą oczywistą, że co do wielu zdarzeń, bitew i epizodów wiedza jest na razie fragmentaryczna, niedokładna, nie do końca zweryfikowana, wszak wojna trwa. Na ile jednak było to możliwe, zebrano wszelkie dostępne informacje z wiarygodnych źródeł, tworząc pewne kompendium wojny do końca września 2022 r.