O ile jednak po stronie ukraińskiej prowadzona jest akcja ratownicza, ewakuowano ludzi z zagrożonych terenów, trwają poszukiwania tych, którzy ewakuować się nie zdążyli i zostali odcięci, o tyle po rosyjskiej stronie nie dzieje się nic. Ludzie tkwią na dachach budynków zalanych do wysokości pierwszego piętra i czekają raczej na to, że woda opadnie niż na jakiś realny ratunek.
Są pierwsze ofiary śmiertelne. W tej sprawie Ukraińcy są bezsilni, nie mogą odciętym przez wodę ludziom wysłać śmigłowców na pomoc, bo te zostałyby zestrzelone przez Rosjan. Rosjanie nie robią nic, by ratować formalnie, po niby-aneksji tych terenów przez Rosję, współobywateli – przynajmniej z rosyjskiego punktu widzenia. Najwyraźniej sami w to nie wierzą. W takim państwie jak Rosja wszystko dzieje się na niby i nikogo to nie dziwi. Do niektórych miejsc w Oleszkach dopiero po dwóch dniach dotarły ekipy rosyjskiego Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych. Nikt się nie spieszył.
Groźba katastrofy ekologicznej
Trzeba też dodać, że opróżnienie wielkiego Zalewu Kachowskiego przyniesie klęskę ekologiczną znacznych rozmiarów. W błocie, jakie powstało po cofaniu się zalewu, utknęło tysiące ryb, które będą się rozkładać, a po opadnięciu poziomu wody poniżej Dolnej Kachowki teren będzie musiał zostać oczyszczony i wysuszony, a wiele domów rozebranych. Gnijące rośliny i inne przedmioty, które zabrała woda, będą stanowiły poważne zagrożenie dla środowiska. Woda, która jest dostarczana z ujęć na Dnieprze oraz z samego Zalewu Kachowskiego, jest mętna i brudna. Taka woda pojawiła się w kranach po obu stronach rzeki. Co ciekawe, wypłukała też mnóstwo ustawionych min, z których część zdetonowała, uderzając w różne przeszkody, a część nurt zaniósł w przypadkowe miejsca.