Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Syn porwanego Alexa Dancyga: Nasze życie tam już się skończyło, chcemy tylko, by ojciec wrócił do domu

Alex Dancyg (ur. 1948 w Warszawie) w wieku dziewięciu lat wyjechał do Izraela. Uważa się za Polaka i Żyda. Jest historykiem, współpracownikiem Yad Vashem, aktywnym uczestnikiem dialogu polsko-żydowskiego. Był członkiem organizacji Ha-Szomer Ha-Cair, spadochroniarzem podczas kolejnych wojen Izraela. Ma żonę, czwórkę dzieci i kilkoro wnuków. Od ponad 50 lat mieszka w kibucu Nir Oz, tuż przy granicy ze Strefą Gazy. 7 października został uprowadzony przez terrorystów i od tego czasu nie znamy jego losu. Alex Dancyg (ur. 1948 w Warszawie) w wieku dziewięciu lat wyjechał do Izraela. Uważa się za Polaka i Żyda. Jest historykiem, współpracownikiem Yad Vashem, aktywnym uczestnikiem dialogu polsko-żydowskiego. Był członkiem organizacji Ha-Szomer Ha-Cair, spadochroniarzem podczas kolejnych wojen Izraela. Ma żonę, czwórkę dzieci i kilkoro wnuków. Od ponad 50 lat mieszka w kibucu Nir Oz, tuż przy granicy ze Strefą Gazy. 7 października został uprowadzony przez terrorystów i od tego czasu nie znamy jego losu. Dzięki uprzejmości rodziny Alexa Dancyga / Arch. pryw.
Ojciec zadzwonił i ostrzegł, żebym uważał, bo w kibucu są prawdopodobnie terroryści. To była ostatnia wiadomość od niego. Jego telefon namierzyliśmy w Gazie – opowiada Mati Danzig, syn porwanego Alexa Dancyga.
Alex Dancyg z wnukiemDzięki uprzejmości rodziny Alexa Dancyga/Arch. pryw. Alex Dancyg z wnukiem

AGNIESZKA ZAGNER: Kiedy po raz ostatni widział pan ojca?
MATI DANZIG: W piątek wieczorem, w przeddzień masakry. Ojciec przyszedł do nas na kolację, był w dobrym nastroju, było miło, żartowaliśmy, rozmawialiśmy.

Przyznaję, rozmowy z Aleksem to ogromna przyjemność.
Dla mnie to coś więcej, bo wiele się od mojego ojca dzięki nim nauczyłem. Jest wielkim erudytą, od wczesnej młodości pochłaniał stosy książek, także po polsku. Nie ma tematu, na który nie potrafiłby się sensownie wypowiedzieć. Drugą jego miłością jest oglądanie sportu – niemalże każdego, ale ze szczególnym uwzględnieniem tenisa. A że czuje się i Polakiem, i Izraelczykiem, czasem miał trudność z kibicowaniem – gdy te drużyny grały ze sobą, zawsze chciał, żeby wypadł remis.

Kiedy ostatnio z nim rozmawiałam podczas kolejnych ataków ze Strefy Gazy, denerwował się, oglądając mecz Igi Świątek, choć leciały rakiety. Cały Alex. Opowiadał mi też wtedy, że od chwili usłyszenia sygnału alarmowego ma zaledwie 7 sekund, by wejść do tzw. bezpiecznego pokoju. Tyle że teraz to nie rakiety okazały się największym zagrożeniem.
Nie, one były tylko zasłoną dymną. A bezpieczne pokoje okazały się w dużej części iluzją, bo w wielu z nich nie było właściwych zamków do zamknięcia się od środka. Wiele innych rzeczy też zawiodło – nasz supernowoczesny płot nie zatrzymał terrorystów, nasz wywiad nie ostrzegł o ataku, nasz rząd przespał sprawę, a nasze wojsko zareagowało za późno.

Co się wydarzyło w Nir Oz w tamtą sobotę?
O godz. 6:30 obudził nas alarm przeciwrakietowy, z żoną i trzema córkami od razu poszliśmy do bezpiecznego pokoju.

Reklama