Limit Szwajcarów
Szwajcaria poparła populistów. Niechęć do imigrantów zaczęła się tutaj
W zakończonych właśnie wyborach parlamentarnych znacznie umocniła się populistyczna Szwajcarska Partia Ludowa (SVP/UDC): wygrała, zdobywając blisko 29 proc. głosów i 61 mandatów, w tym 9 nowych, w 200-osobowym parlamencie. O 10 proc. wyprzedziła kolejnych na liście socjaldemokratów. Wspina się tak od początku stulecia. Debiutowała plakatem wyborczym o wykopywanych ze stada czarnych (imigranckich) owcach. Szwajcarscy ludowcy, w swej niechęci do przybyszów, wyznaczali w Europie nowy trend, teraz ten temat stał się główną osią wszystkich wyborów.
W obecnej kampanii ludowcy zmobilizowali wyborców hasłem „Nie dla 10-milionowej Szwajcarii”. Dziś liczy 8,7 mln mieszkańców, w ciągu dwóch ostatnich dekad przybyły 2 mln, proporcjonalnie najwięcej w Europie, z tego dwie trzecie pochodzi z Unii Europejskiej. Ale przewodniczący Marco Chiesa chętnie wykopałby wszystkie czarne owce. Schengen sobie nie radzi, nasi sąsiedzi sobie nie radzą, system azylancki nie działa, a my odczuwamy skutki. Zatłoczone autostrady i pociągi, zwariowane ceny nieruchomości, szkoły, gdzie szwajcarskie dzieci są w mniejszości – wymienia. Cudzoziemcy okradają nas z dobrobytu.
Do lipca tego roku liczba wniosków o azyl wzrosła o połowę, przybyło 65 tys. uchodźców z Ukrainy (kiedy w parlamencie przemawiał prezydent Zełenski, posłowie SVP/UDC opuścili salę, powołując się na naruszaną neutralność kraju). Obrona neutralności, m.in. przed zakusami Unii, to kolejny żelazny punkt, tak jak promocja rodziny i tradycyjnych wartości. Ostatnio na listę wrogów doszlusowały: kultura unieważniania (cancel culture), terror gender i szaleństwo woke. A także prognozy pogody publicznej telewizji SRF za szerzenie paniki klimatycznej.
W oryginalnym szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej parlament jest bardzo silny i Chiesa liczy, że ze wsparciem chadeków uda się przeforsować stosowne reformy.