Odwet Izraela wszedł w nową fazę – zwarte jednostki weszły i działają na terytorium enklawy. Co czeka armię izraelską, członków Hamasu i mieszkańców Gazy? Jak może wyglądać operacja już określana jako największa bitwa w mieście w XXI w.?
„Urban warfare” po polsku nie brzmi tak zgrabnie jak po angielsku, ale nie ma lepszego określenia na to, co się zaczyna. Działania w terenie zurbanizowanym zdominują izraelską operację w Strefie Gazy dlatego, że innego terenu tam w zasadzie nie ma. To aglomeracja złożona z połączonych i przenikających się miast, miasteczek i przedmieść, z których największe to Gaza City, Dajr al-Balah, Chan Junis i Rafah.
Jedynie na północy na 1–2 km od granicznej zapory z Izraelem rozciągają się uprawne pola i oliwne zagajniki, tworząc typowy dla wybrzeża śródziemnomorskiego mozaikowy krajobraz. Dosłownie kilka kilometrów dalej jest ponadpółmilionowa Gaza z wieżowcami, plątaniną wąskich uliczek, placów, skwerów, przejść wiodących nie wiadomo dokąd, zabudową gdzieniegdzie uporządkowaną, ale w większości chaotyczną. Na południe od tej metropolii znowu pas luźniej zabudowany, w części przeznaczony pod uprawy. Na satelitarnych zdjęciach jest bardziej zielony niż rdzawa pustynia i szara tkanka miejska. Ale 5 km dalej znowu zaczyna się robić gęsto od osad przechodzących jedna w drugą i rozlewających się w szerszy, południowy koniec Strefy Gazy z Chan Junis i Rafah jako centrami aglomeracji.