SNS powstała w 2008 r. i rządzi nieprzerwanie od 11 lat, a jej ponowne zwycięstwo wywołało masowe protesty na ulicach Belgradu. Zarzuca jej się o klientelizm, korupcję wyborczą, a nawet manipulacje głosami oddanymi na partię prezydenta Aleksandra Vučicia. 38 osób aresztowano – według informacji rzecznika komendy głównej policji Ivicy Ivkovica grożą im poważne oskarżenia, m.in. za „próbę zmiany porządku konstytucyjnego kraju za pomocą przemocy”.
Protesty mimo to nie ustają, a tysiące osób 25 grudnia pod komendą domagało się wypuszczenia manifestantów, określając ich mianem więźniów politycznych.
Czytaj też: Vučić lawiruje między Rosją a Zachodem
Serbia: wybory wygrane czy wykradzione
Po stronie opozycji protesty napędza Serbia Przeciwko Przemocy (SPN), formacja, która uzyskała drugi wynik (24,36 proc., 65 deputowanych w parlamencie). Miroslav Aleksić i Marinika Tepić, liderzy zawiązanej w październiku koalicji, już dwa dni po głosowaniu zapowiedzieli strajk głodowy, apelując do obywateli i instytucji międzynarodowych, w tym Unii Europejskiej, by nie uznawały zwycięstwa SNS. Jak twierdzą, partia rządząca nie wygrała wyborów, ale je „ukradła”. Opozycjoniści wyliczają nieprawidłowości w kampanii i przy organizacji głosowania: język nienawiści, wywieranie presji na dziennikarzy, sprzeniewierzanie środków publicznych, ograniczanie przeciwnikom dostępu do mediów i możliwości prowadzenia agitacji.