Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Traktory na niemieckich drogach. Kipi agresja, zyskuje brunatna prawica

Rolnicy protestujący pod Bramą Brandenburską w Berlinie Rolnicy protestujący pod Bramą Brandenburską w Berlinie Fabrizio Bensch / Reuters / Forum
Od początku tygodnia trwają w Niemczech masowe demonstracje branży rolniczej. Siedmiodniowy protest wpisuje się w krajobraz toczącego Niemcy niezadowolenia i frustracji.

Kwaśna atmosfera ostatnich miesięcy trwa: końca protestów w Niemczech nie widać, a lista sfrustrowanych tylko się wydłuża. A na horyzoncie nie tylko wybory europejskie, ale i regionalne w trzech wschodnich landach. Polityczni ekstremiści zacierają ręce.

Polityka ulicy, czyli niemieckie protesty

Wbrew stereotypom demonstracje są częścią tutejszej kultury politycznej. Największe powojenne protesty miały miejsce w Niemczech Zachodnich w 1968 r., w czasie buntów studenckich, a w latach 80. i 90. na ulice wychodziły ruchy ekologiczne i pacyfistyczne. W Niemczech Wschodnich, poza pamiętnym stłumionym strajkiem w 1953 r., masowe demonstracje końcówki lat 80. związane były z przemianami w bloku wschodnim.

Bliżej naszych czasów, przed niecałą dekadą, liczne protesty spowodowane były tzw. kryzysem migracyjnym w latach 2015–16. Szczególnie we wschodnich Niemczech – choć nie tylko – mobilizowały działaczy radykalnie prawicowego, antyislamskiego ruchu PEGIDA oraz ideologicznie pokrewnych ugrupowań do tzw. poniedziałkowych demonstracji (Montagsdemonstrationen, od demonstracji opozycji komunistycznej w NRD). Od 2020 r. miejsce miały liczne protesty tzw. Querdenker, czyli „myślących niezależnie”, sprzeciwiających się odgórnej odpowiedzi na pandemię covid-19, z zaleceniami szczepień i częściowymi lockdownami.

Natężenie protestów zbiegło się z przejęciem władzy w 2021 r. przez obecną koalicję socjaldemokratów z SDP, Zielonych i liberałów z FDP. Po ataku Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r.

Reklama