Procedura wymaga, by nominat przedłożył 100–105 tys. popisów poparcia, a Centralna Komisja Wyborcza (CKW) ma dziesięć dni na ich weryfikację. To trzyetapowy proces. Najpierw sprawdza się liczbę arkuszy i podpisów, potem losowo wybiera 60 tys. do weryfikacji. Na końcu bada procedurę samej zbiórki. Jeśli wątpliwość budzi więcej niż 5 proc. podpisów, komisja zarządza kontrolę kolejnej (30 tys.) partii. W sumie w przypadku Nadieżdina zweryfikowała 90 tys. nazwisk. Jeśli na tym etapie łączna liczba nieważnych lub niewiarygodnych głosów przekracza 5 proc., stanowi to podstawę odmowy rejestracji kandydata.
Czytaj też: Gdy Rosjanie się boją, uciekają w okultyzm i ludowe fantazje
Jeśli Kreml pozwoli
W poniedziałek komisja dopatrzyła się na listach Nadieżdina zbyt wielu „martwych dusz”, a decyzja, czy może kandydować, zapadnie w najbliższą środę. O „problematycznych listach” mówiło się zresztą już w zeszłym tygodniu. „Podpisy złożyły dziesiątki osób, których już nie ma na tym świecie” – powiedział agencji TASS wiceprzewodniczący komisji Nikołaj Bułajew. Jak jednak twierdzi Nadieżdin, „cały świat widział, że uczciwie zbieraliśmy podpisy”. W punktach zbiórki w Rosji i za granicą rzeczywiście ustawiały się długie kolejki.
Opozycyjna „Nowa Gazeta” sugeruje, że to towarzysze Nadieżdina z partii Inicjatywa Obywatelska podstawili mu nogę. Dziennikarze dotarli do informacji, że wybrakowane lub sfałszowane podpisy pochodzą z co najmniej sześciu regionów, m.in. Permu, Tweru, Kaługi i Kurganu, dostarczanych przez partyjne sztaby i starych przyjaciół Nadieżdina.