Do broni!
Powiało grozą, bezpiecznie już było. Czy Europa bez USA naprawdę nie ma szans?
Czy Trump w swoim zwyczaju coś tam chlapnął, czy też była to poważna zapowiedź polityczna, nie ma w zasadzie większego znaczenia. Wygłoszone na wiecu w Karolinie Płd. zdanie, że jako prezydent mógłby zachęcać Putina do zrobienia, „co zechce”, z krajami NATO „niepłacącymi” na obronę, było jak cios obuchem wymierzony w kręgosłup sojuszu transatlantyckiego. Bo wojskowe alianse nie opierają się tylko na rakietach, czołgach i samolotach, lecz w nie mniejszym stopniu także na psychologii. Ich siła odstraszania zależy od tego, czy potencjalny wróg jest przekonany, że zgromadzony arsenał zostanie faktycznie wykorzystany do obrony. To dlatego przywódcy krajów NATO z marsowymi minami podkreślają ciągle, że wzajemne zobowiązania i gwarancje są „twarde jak skała”. Kiedy pojawią się co do tego wątpliwości, odstraszanie staje się piasku warte, a agresja bardziej prawdopodobna.
Słowa Trumpa padły w wyjątkowym momencie. Ukrainie brakuje amunicji i sprzętu wojskowego, a stronnicy Trumpa skutecznie blokują udzielenie jej kluczowej pomocy finansowej. Jednocześnie rośnie przekonanie, że Putin może być zarówno chętny, jak i zdolny do podjęcia militarnej akcji zaczepnej wobec któregoś z państw NATO. W listopadzie ubiegłego roku analitycy niemieckiego think tanku DGAP szacowali, że odbudowa zdolności wojskowych Rosji po wojnie z Ukrainą zajmie sześć do dziesięciu lat. Jeśli Putin wyrobi się w sześć lat – przestrzegali – to „nadążenie przez NATO będzie coraz bardziej niemożliwe”. Ostatnio ta perspektywa czasowa w prognozach wojskowych stała się krótsza. Minister obrony Danii mówił o trzech–pięciu latach, za które Rosja mogłaby uderzyć. W tym samym duchu wtórował mu generalny inspektor niemieckiej Bundeswehry. Powiało grozą.