737. dzień wojny. Czy Rosja może użyć broni jądrowej? I dlaczego Zachód ignoruje groźby Putina
Odnotowano pierwsze użycie ukraińskiego zdalnie sterowanego robota lądowego, wyposażonego w minę przeciwpancerną TM-62. Siła jej wybuchu niemal dorównuje sile pocisku artyleryjskiego średniego kalibru. Tak udało się zniszczyć umocnioną pozycję wroga na wschodzie frontu. Niestety, taka innowacja nie zastąpi jednak solidnych dostaw amunicji.
Choć Rosjanie stracili ostatnio pod Awdijiwką kilka samolotów bojowych, to uporczywie atakują bombami kierowanymi. W taki sposób zdobyli resztę wsi Orliwka, kiedy nie mogli pokonać ostatnich pozycji przeciwnika w sześciu domach jej na skraju. Wezwali na pomoc lotnictwo, które zrzuciło sześć bomb FAB-500 z modułem kierowania UMPK. Obrońcy niestety zginęli.
Po zdobyciu Awdijiwki najeźdźcy właściwie cały czas przebijają się dalej na zachód. Jest poważna obawa, że jeśli pomoc prędko nie dotrze, ukraińskie wojska będą wciąż tracić teren. Rosjanie nacierają dosłownie na całym froncie, choć największe sukcesy odnoszą właśnie na zachód od Awdijiwki. Mamy podejrzenia, że nie przygotowano tu odpowiednich umocnień, bo zabroniła tego robić „góra”, może w obawie, że wojska porzucą obronę miasta. Byłby to poważny błąd – ten konflikt już pokazał, że silne pozycje obronne są dla przeciwnika naprawdę twardym orzechem do zgryzienia.
Kanclerz Scholz „chlapnął w afekcie”?
Zaczęła się delikatna wymiana między czołowymi zachodnimi liderami. Kanclerz Olaf Scholz znów wykluczył możliwość wysłania do Ukrainy kierowanych pocisków skrzydlatych KEPD-350 Taurus o większym zasięgu niż brytyjskie Stom Shadow i francuskie Scalp EG (to właściwie ten sam pocisk pod różnymi nazwami) i z potężniejszym ładunkiem wybuchowym.