Nawet Putin nie wierzy w „ukraiński ślad”. Brutalnymi torturami chce udowodnić tezę Kremla
W Moskwie trwają kolejne aresztowania w sprawie zamachu terrorystycznego w Crocus City Hall. Sąd zdecydował we wtorek o aresztowaniu ósmego z jedenastu zatrzymanych w sprawie. Jest nim Aliszer Kasimow, obywatel Rosji urodzony w Kirgistanie. To on miał wynająć jednemu z napastników mieszkanie w Krasnogorsku. Jak tłumaczył – nie wiedział o powiązaniach swoich lokatorów z terroryzmem, mieszkanie wynajął za pośrednictwem portalu Avito. Dzień wcześniej ten sam sąd aresztował kolejnych trzech zatrzymanych Tadżyków. Jeden z nich był taksówkarzem w Twerze, który odsprzedał zamachowcom białego renaulta, zdjęcie którego obiegło media po ucieczce sprawców z miejsca ataku.
Czytaj także: Krwawy bilans po ataku na przedmieściach Moskwy
Według Putina to nie ISIS, lecz Ukraina
W poniedziałek wieczorem podczas spotkania z urzędnikami państwowymi Władimir Putin pierwszy raz przyznał, że za zamachem stoją „radykalni islamiści”. „Ale nas interesuje, kim jest ich klient” – podkreślał i natychmiast wskazał na Stany Zjednoczone. To one „różnymi sposobami próbują przekonać, że w ataku terrorystycznym brał udział zdelegalizowany w Rosji ISIS. A w tym, co się wydarzyło, rzekomo nie ma śladu w Kijowie” – stwierdził rosyjski przywódca.
To, że winne nie jest ISIS, lecz Ukraina, jest tezą narzuconą przez niego już niecałą dobę po zamachu. Kiedy więc dziennikarze zapytali dziś sekretarza prasowego Kremla, w jaki sposób można połączyć żydowskiego prezydenta Ukrainy, neonazistowski reżim w Kijowie i terroryzm islamski, Dmitrij Pieskow odpowiedział: „Cóż, to specyficzny Żyd”.