771. dzień wojny. Tata wszystkich bomb. Co tak naprawdę łupnęło w Ukrainie? I co tu planują Rosjanie?
Nocą Rosjanie znów atakowali dronami Shahed 136, jakby chcieli pokazać, że mają ich zapas mimo niedawnego uderzenia na montownię w Jełabudze. W memach zabawnie przekręca się nazwę „Jełabuga”, zamieniając miejscami trzecią i piątą literę. Tak Ukraińcy pocieszają się w tej trudnej sytuacji, a ataki na cele w Rosji najwyraźniej ich cieszą, skoro Biełgorod jest niepokojony relatywnie często (tylko cele wojskowe). Ukraińcy mówią: „Blastgorod” („blast”, ang. wybuch, eksplozja) albo Blingorod (od naleśników, kojarzonych ze spłaszczaniem czegoś).
Ukraiński front trzyma się ostatkiem sił
Wszystko wskazuje, że Rosjanie chcą wykorzystać ukraińskie braki w amunicji i wiosenną twardszą ziemię, ułatwiającą działania manewrowe. Dlatego zwiększają składy grup uderzeniowych. Ataki siłami całego batalionu (300–400 ludzi na wąskim odcinku przy wsparciu 20–30 czołgów) pomału stają się normą, choć tylko na głównych kierunkach: na zachód od Doniecka, w stronę Wołnowachy, na zachód od Awdijiwki, w rejonie Biłohoriwki i w mniejszym stopniu na zachód od Bachmutu.
Pod Bachmutem Rosjanie robią niewielkie, ale systematyczne postępy – doszli do umocnionych pozycji na wzgórzach pod Czasiw Jar. Ukraiński front trzyma się jeszcze resztkami sił. Zadania osłabiania wroga przejmują w części drony kamikadze, ale solidnego ognia artylerii czy klasycznych przeciwpancernych pocisków kierowanych nigdy nie zastąpią.
Ukrainie potrzeba amunicji artyleryjskiej (stopniowo dociera na front). Odczuwalne są też znaczne braki kierowanych pocisków przeciwlotniczych, pocisków do wyrzutni HIMARS, kierowanych rakiet przeciwpancernych, czołgów, pojazdów pancernych itp.