Przywitał ją w jedwabnej piżamie. Co o Donaldzie Trumpie miała do powiedzenia przed sądem Stormy Daniels?
Zeznania aktorki filmów porno Stormy Daniels były głównym wydarzeniem mijającego, trzeciego tygodnia procesu Donalda Trumpa przed sądem w Nowym Jorku. Były prezydent jest oskarżony o to, że w 2016 r., kiedy po raz pierwszy kandydował do Białego Domu, sfałszował w swojej korporacji dokumenty biznesowe w celu ukrycia wypłaty 130 tys. dol. dla Daniels, aby nie ujawniała, że uprawiała z nim seks. Miało to miejsce 10 lat wcześniej, kiedy Trump był żonaty ze swoją obecną – a trzecią z kolei – żoną Melanią, która w tym samym 2006 r. urodziła mu syna.
Czytaj także: Czy pornoskandal z udziałem Stormy Daniels zaszkodzi Trumpowi?
Trump w jedwabnej piżamie
Stormy Daniels (właśc. Stephanie Clifford) wystąpiła we wtorek i środę jako świadek oskarżenia. Opowiedziała najpierw o swojej drodze do kina porno – od dzieciństwa w ubóstwie, przez występy w night clubach, modelowania nago, aż do hardcorowego seksu w filmach, czym zaczęła zarabiać na życie w wieku 23 lat. Opisała następnie ze szczegółami przebieg schadzki z Trumpem. Ówczesny miliarder i celebryta zaprosił ją do hotelu nad jeziorem Tahoe na pograniczu Kalifornii i Nevady. Jak zeznała Stormy, w drzwiach swego pokoju Trump powitał ją w jedwabnej piżamie. Rozmawiali o przemyśle porno, przy czym Trump interesował się zarobkami w branży i pytał, czy występujący w filmach aktorzy są testowani na choroby weneryczne. Opowiadał też o swojej rodzinie, a wspominając niedawno poślubioną żonę, miał powiedzieć, że „nie śpią nawet w tym samym pokoju”.
Do seksu, jak przyznała, doszło za obopólną zgodą, chociaż dawała w sądzie do zrozumienia, że nie miała na to ochoty, bo raziła ją różnica wieku – ponad 20 lat. Ze względu na pozycję Trumpa nie mogła mu jednak odmówić. Przyznała również, że miliarder sugerował, że załatwi jej występ w „The Apprentice”, telewizyjnym reality show, dzięki któremu zdobył popularność. W czasie stosunku nie użył prezerwatywy. Po akcie miał powiedzieć: „Kochanie, spotkajmy się jeszcze raz”.
Ujawnienie pikantnych detali intymnego tête-à-tête wywołało protesty obrońców Trumpa, zdaniem których prokuratorom chodziło o uprzedzenie do niego ławy przysięgłych. Po wzmiance o prezerwatywie jeden z nich zwrócił się do prowadzącego sprawę sędziego Juana Merchana o unieważnienie procesu jako naruszającego ustalone reguły. Adwokaci argumentowali, że sędzia początkowo nie zgadzał się, by zeznania Daniels przekształciły się w sensacyjną pornoopowieść, i pozwolił, by potwierdziła tylko, że uprawiała seks z oskarżonym. Merchan replikował, że musiał zgodzić się na zeznanie ze szczegółami, ponieważ adwokaci utrzymywali, iż świadek kłamie – trzeba więc było dać jej szansę, aby detalami uwiarygodniła swoją relację.
Czytaj też: Nowe zarzuty dla Trumpa. Skończy jak Al Capone?
„Prostytutka z końskim pyskiem”
Trump od początku, tzn. od ujawnienia całej seksafery pod koniec 2016 r., twierdził, że Daniels w ogóle nie zna i że pornogwiazda wymyśliła całą historię, aby się wzbogacić na opowiadaniu o seksie z prezydentem. Udzielała na ten temat wywiadów i napisała książkę „Full Disclosure”. Trump tymczasem oczerniał ją publicznie, nazywając „końskim pyskiem” i „odrażającą prostytutką”. W sądzie przyznała, że go nienawidzi.
W czwartek adwokatka byłego prezydenta Susan Necheles w krzyżowym ogniu pytań starała się podważyć wiarygodność zeznań Daniels. Oskarżała ją, że kilkakrotnie zmieniała wersje historii o spotkaniu z Trumpem. Zarzucała jej, że opowiada o schadzce z Trumpem, żeby się zemścić i pomnożyć swoje dochody z wywiadów, książki i nakręconych o niej dokumentalnych filmów. Daniels zaprzeczała – chodzi jej tylko, podkreślała, o sprawiedliwość. Gdyby kłamała i całej historii by nie było – powiedziała – „wymyśliłaby ją i napisała dużo lepiej”.
Stormy Daniels nie jest najważniejszym świadkiem
Telewizje CNN i MSNBC relacjonowały niemal non stop przebieg procesu z zeznaniami Stormy Daniels; chociaż na salę nie wpuszcza się kamer telewizyjnych, obserwujący rozprawę reporterzy opowiadali wszystko, co widzieli i słyszeli. Pornogwiazda nie jest jednak najważniejszym świadkiem na procesie Trumpa – rola ta należy do jego byłego adwokata Michaela Cohena, który zacznie zeznawać w przyszłym tygodniu. Cohen ma potwierdzić, że na polecenie byłego prezydenta wypłacił Daniels wspomniane 130 tys. dol. „okupu za milczenie”. Trump zwrócił mu tę kwotę z funduszy swojej firmy nieruchomościowej, zaksięgowaną fikcyjnie jako wydatek biznesowy.
W rozumieniu prawa w stanie Nowy Jork fałszerstwo tego rodzaju nie jest przestępstwem, tylko wykroczeniem, a zapłata za nieujawnianie seksu w ogóle nie podlega ściganiu przez wymiar sprawiedliwości. Prowadzący sprawę Trumpa prokurator Alvin Bragg oskarżył go jednak, że na jego polecenie sfałszowano dokumenty biznesowe w celu popełnienia przestępstwa – naruszenia przepisów o finansowaniu kampanii wyborczej. Naruszenie prawa polega na tym, że fałszerstwo, dzięki któremu nie wyszedł na jaw seks żonatego Trumpa, kandydata do Białego Domu, z pornoaktorką, miało ułatwić mu wygranie w 2016 r. wyborów.
Czytaj też: Trump usłyszał zarzuty. Wyląduje w więzieniu?
Amerykanie odwrócą się od Trumpa?
Zdaniem wielu prawników, zwłaszcza sympatyzujących z prawicą, interpretacja prawa w akcie oskarżenia jest kontrowersyjna, co może utrudnić uzyskanie wyroku „winny” – ale to osobny temat. Komplikacje te w każdym razie ułatwiają Trumpowi i jego zwolennikom promowanie narracji, że wytoczony mu proces jest „polowaniem na czarownice”, motywowanym politycznie, aby pogrążyć go przed listopadowymi wyborami.
Nagłośnienie pikantnych zeznań Stormy Daniels w sądzie miało być może służyć przyciągnięciu uwagi Amerykanów do procesu, w nadziei, że zalew szczegółów wzmacniających wizerunek Trumpa jako osoby z półświatka skompromituje go w oczach niezdecydowanych jeszcze wyborców. Jak wskazują badania oglądalności, telewizyjne relacje z procesu śledzi blisko 45 proc. populacji USA. Z sondaży wynika, że gdyby zakończył się on orzeczeniem „winny”, część – 10–15 proc. – wyborców deklarujących poparcie dla Trumpa mogłaby je cofnąć, a prawie połowa niezależnych na pewno by na niego nie głosowała.
W razie uznania Trumpa za winnego grozi mu teoretycznie kara kilkuletniego więzienia. Były prezydent oświadczył, że jest na to gotowy, nawet chętnie pójdzie za kratki. Zdaniem niektórych komentatorów zwiększy to jego popularność wśród fanów.
Rozprawa w Nowym Jorku jest jedynym procesem karnym przeciw Trumpowi, który ma szanse zakończyć się przed wyborami. Finału oczekuje się jeszcze w maju. Toczą się przeciw niemu jeszcze poważniejsze sprawy karne: dwie o próbę nieoddania władzy prezydenckiej mimo przegranych w 2020 r. wyborów oraz jedna o bezprawne zabranie tajnych dokumentów z Białego Domu po odejściu z urzędu i przechowywanie ich w prywatnej rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie.
W żadnej jednak z tych trzech spraw nie rozpoczął się jeszcze nawet proces sądowy i żadna nie ma praktycznie szans na zakończenie przed wyborami. A jeżeli Trump je wygra, doprowadzi najprawdopodobniej do ich umorzenia.
Czytaj także: Kolejne kobiety występują przeciwko Trumpowi