Małe trzęsienia ziemi. Kto będzie teraz motorem Unii? I o co chodzi Europejczykom
W ciągu ostatnich czterech dni ponad 360 mln Europejczyków wezwano do urn, by wybrali sobie wspólny parlament i określili przyszłość swego życia na kontynencie. Powinno to być starcie dwu postaw: tych wyborców z różnych krajów, którzy chcą wzmocnienia naszej Unii, Europy jako potęgi światowej stawiającej czoła zagrożeniom militarnym i gospodarczym, z tymi, którzy woleliby powrót do przeszłości, czyli Europy skromniejszej, bez ambicji politycznych, w której przede wszystkim każdy kraj dba o siebie.
W istocie jednak w większości krajów wyborcy, wchodząc do lokali, wcale nie rozważali tak zdefiniowanego wyboru. Przychodzili raczej na wybory krajowe, których stawką jest ocena polityki własnego rządu. Tak sumaryczne wyniki, dodane do siebie kraj po kraju, składają się ostatecznie na wynik ogólnoeuropejski, ale po prawdzie nie o przyszłość Europy tu poszło.
Francja, Niemcy. Kto teraz będzie motorem Europy
W nowym Parlamencie Europejskim żadnego trzęsienia ziemi nie będzie. Wprawdzie nacjonalistyczna i skrajna prawica razem z radykałami wspięła się na wyższy poziom, jednak jest rozproszona i nie zagrozi wyraźnej większości złożonej z chrześcijańskich demokratów, socjaldemokratów i liberałów. Tak więc dotychczasowa przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen obroniła „swoją” większość i może liczyć na kolejną kadencję. Czy będzie to, co było?
Niezupełnie. Bo w obydwu krajach uważanych za motor Unii, to znaczy we Francji i Niemczech, zwolennicy silniejszej Unii ponieśli przynajmniej wizerunkową porażkę. We Francji nawet więcej – tam było prawdziwe trzęsienie ziemi.