Bidena jedni chwalą, inni ganią. GOP bardziej się boi Obamy. Europa chwyta się koła ratunkowego
Joe Biden ogłosił to, na co większość komentatorów i polityków na świecie czekała od tygodni – decyzję o rezygnacji z uczestnictwa w wyścigu o Biały Dom. Niedługo potem udzielił poparcia Kamali Harris, która już złożyła formalny akces do walki o nominację Demokratów. Wsparcia udzielili jej wpływowi politycy partii, o których nieoficjalnie mówiło się w kontekście zamienników dla Bidena. Przede wszystkim są to gubernator Kalifornii Gavin Newsom, gubernatorka Michigan Gretchen Whitmer oraz gubernator Pensylwanii Josh Shapiro.
Zjednoczenie wokół kandydatury Harris wydaje się logicznym posunięciem, bo czasu na zbudowanie wizerunku nowego kandydata jest już zdecydowanie za mało. Kamala nie jest politykiem idealnym, zaliczyła sporo wpadek i osiągnęła niewiele znaczących sukcesów, ale jest rozpoznawalna – to więcej, niż można powiedzieć o Newsomie czy Whitmer, nie wspominając o kandydatach bardziej niszowych.
Owacje dla Bidena, niepewność wokół Harris
W amerykańskiej prasie dominują komentarze pochwalne dla Bidena za decyzję o rezygnacji. Publicyści często też podkreślają różnice między nim a Trumpem, który w ich ocenie nie wykonałby takiego ruchu. W felietonie o wiele mówiącym tytule „Kandydat, a nie lider sekty” Tom Nichols, wykładowca Uniwersytetu Harvarda i publicysta magazynu „The Atlantic”, pisze właśnie o odwadze wynikającej z tego, kim Biden jest i kim zawsze był w polityce – człowiekiem silnych ideałów. Zdaniem autora w bezpośrednim otoczeniu prezydenta dojrzewała świadomość, że upór może doprowadzić do podobnej katastrofy co w 2016 r. Wtedy Trump wygrał prezydenturę i poprowadził Republikanów do zdobycia większości w obu izbach Kongresu.