Linia Franciszka
Trudne pytania o pontyfikat Franciszka. Dokonał wiele, ale nie zmienił systemu
Nieuchronna zmiana na urzędzie papieskim będzie istotna choćby w kontekście wojny w Ukrainie, bezpieczeństwa Europy, wykorzystywania katolicyzmu przez skrajną prawicę spod znaku Donalda Trumpa do walki politycznej z liberalną demokracją. A przecież chrześcijańskie wartości – prawa człowieka, otwarte społeczeństwo, solidarność w obliczu biedy i agresji, dobrostan planety – są podzielane przez znaczną część wierzących różnych konfesji. Papież Franciszek też za nimi orędował i dawał osobiste przykłady, że nie są mu obojętne, ale jego wpływ na rzeczywistość był coraz mniejszy.
Po pierwsze: służyć ludziom
Jorge Mario Bergoglio, pierwszy papież z Nowego Świata i pierwszy jezuita na czele Kościoła rzymsko-katolickiego, od początku swego pontyfikatu wzbudzał kontrowersje, ale niezrażony robił swoje. Mówił, że jego lud to ubodzy. I żył ubogo, a nawet ascetycznie, zarówno jako zwykły ksiądz, jak i jako papież. Gdy 13 marca 2013 r. został wybrany na następcę Benedykta XVI, miał już długą karierę w Kościele instytucjonalnym w Argentynie. Wyświęcony na księdza w 1969 r. cztery lata później zdecydował się wstąpić do zakonu jezuitów.
Syn włoskich imigrantów – ojciec był urzędnikiem kolejowym, matka wychowywała pięcioro ich dzieci – kształcił się na chemika, lecz miał także zainteresowania humanistyczne. Wybrał ostatecznie drogę duchownego. Jednak nie z pogardy dla świata, lecz w nadziei, że w ten sposób może służyć ludziom, którzy potrzebują do życia siły duchowej, poszanowania ich ludzkiej godności i sprawiedliwości społecznej.
Do takich ludzi próbował dotrzeć w ubogich dzielnicach Buenos Aires. Zasłynął wówczas prostotą, poczuciem humoru, łatwością nawiązywania kontaktu. Nie obnosił się ze swym statusem kapłana, przedstawiciela wyższej kasty.