Palestyna nam zniknęła
Izraelczycy niewiele wiedzą o tym, co dzieje się w Strefie Gazy
AGNIESZKA ZAGNER: – Według palestyńskich źródeł w Gazie zginęło już ponad 50 tys. osób. Czy Izraelczycy o tym wiedzą?
DANIEL BAR-TAL: – W nieznacznym stopniu. Już od dawna nie widzą Palestyńczyków, nie widzą okupacji – to słowo wyszło z ich słownika. Palestyńczycy „zniknęli” im z horyzontu jakieś 15 lat temu, kiedy załamał się proces pokojowy. Gaza, gdzie w większości schronili się uchodźcy z 1948 r., jest ucieleśnieniem tej izraelskiej ślepoty. Nawet w części izraelskiej lewicy panuje przekonanie, że o ile sama okupacja jest zła, o tyle można machnąć ręką na to, co dzieje się w Gazie. Panuje przekonanie, że po wycofaniu stamtąd izraelskich osadników w 2005 r. to wolny kraj (chociaż z totalitarnym reżimem), który powinien być wdzięczny Izraelowi za dostarczanie wody i prądu. Ten fałszywy obraz, tyle razy powielony, że utrwalił się w umysłach większości Izraelczyków, zwalnia od odpowiedzialności za to, co dzieje się w Gazie.
Nie jest łatwo zignorować obecność 6 mln Palestyńczyków, w tym 2 mln w Strefie Gazy.
Pozornie. Państwo izraelskie przez lata starało się oddzielać Izraelczyków i Palestyńczyków od siebie. Powstał mur separacyjny.
Aż do 7 października 2023 r.
Ten atak był szokiem, ale natychmiast został zawłaszczony przez Beniamina Netanjahu. Według obowiązującej narracji 7 października stał się drugim Holokaustem, największym pogromem od powstania państwa. Padło to na podatny grunt – Izraelczycy w większości popierają etos konfliktu i kulturę wojny. Podstawą jest tu poczucie bycia ofiarą. Mamy to dobrze opanowane już od przedszkola. Niemal każde żydowskie święto upamiętnia jakąś próbę zgładzenia nas a to przez Greków, Rzymian, Egipcjan, nazistów… Temu też służą wyjazdy młodzieży licealnej do Polski.