Efekt niedźwiedzia
Fico kontra niedźwiedzie. Bratysławy nie zdobędzie, ale na prowincji ludzie się boją
Dwa niedźwiedziątka, które pod koniec kwietnia trafiły do ośrodka rehabilitacyjnego w Bojnicach w zachodniej Słowacji, były skrajnie wyczerpane. Znaleziono je w Niżnych Tatrach, odwodnione i bez matki. Kilka dni temu przywieziono tu kolejną sierotę. Na zdjęciach na Facebooku widać przestraszoną czteromiesięczną samicę z pyskiem całym w mleku.
W zwykłych okolicznościach wiadomość o uratowaniu zwierząt wzbudziłaby radość. Ale przyrodnicy obawiają się, że w Bojnicach wkrótce zabraknie miejsc. Powód? Od ponad miesiąca dorosłe niedźwiedzie – w tym matki – są celem największego odstrzału w historii Słowacji.
„Nie możemy żyć w państwie, w którym ludzie będą się bali wejść do lasu. W którym człowiek stanie się pożywieniem dla niedźwiedzia” – mówił premier Robert Fico po tym, gdy 30 marca w środkowej Słowacji na skutek spotkania z niedźwiedziem zginął 59-letni mężczyzna. Rząd natychmiast wprowadził stan nadzwyczajny w większości powiatów kraju oraz ogłosił, że do końca roku pozwoli na odstrzał 350 zwierząt – mniej więcej jednej trzeciej żyjących na wolności.
Według danych gromadzonych przez organizacje prozwierzęce na razie wydano 85 zezwoleń na zabicie niedźwiedzi. Tylko na terenie słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego od stycznia zginęło sześć drapieżników, które zbyt często zapuszczały się do ludzkich osiedli. Niedźwiedzie zastrzelono też pod Breznem oraz w okolicach skansenu we wsi Przyblina na Liptowie. W ich namierzaniu, także nocą, pomagają wojskowe drony z kamerami termowizyjnymi. „Czeka nas sporo pracy, by osiągnąć cel 350 sztuk, ale wierzę, że z pomocą myśliwych to się uda” – zapowiadał Filip Kuffa, sekretarz w ministerstwie środowiska i zapalony łowczy.
– To skandaliczna, motywowana politycznie decyzja – mówi Miroslava Ábelová, rzeczniczka słowackiego Greenpeace.