Świat

Halo, bracia rowerzyści! Trzeba porozumienia z kierowcami. Francja daje przykład

Rowerzysta w Paryżu Rowerzysta w Paryżu Gonzalo Fuentes / Reuters / Forum
Rower, symbol totalnego luzactwa, stał się we Francji znakiem agresji, symbolem egoizmu i miejskiego chaosu. To ostrzeżenie dla nas.

Zaczęło się to we Francji wcześniej, ale ja rozpocznę od wielkiej tragedii Paula Varry’ego, młodego, 27-letniego rowerzysty, który 15 października 2024 r. został w Paryżu rozmyślnie rozjechany przez kierowcę używającego samochodu jak broni. Po tej tragedii minister transportu wyznaczył inspektora generalnego administracji krajowej: Emmanuela Barbe’a. Ten przed miesiącem opublikował raport zatytułowany: „Zapobiegać przemocy i łagodzić napięcia, aby lepiej współdzielić przestrzeń na drogach publicznych”.

Rower, czyli walka klas

W poniedziałek ukazał się artykuł Philippe’a Bernarda, redaktora „Le Monde”, który gorąco apeluje do wszystkich – kierowców, pieszych i rowerzystów – nie tylko o refleksję i rozejm, ale o nowe zasady współistnienia. Autor powołuje się na wspomniany wyżej raport, który prezentuje całą analizę polityczną i socjologiczną wzrostu konfliktów na drogach. I, jak się wydaje, zwraca się do wszystkich, lecz chyba przede wszystkim do rowerzystów. Bo kiedyś izolowane, kruche i bezbronne wśród morza samochodów rowery, dziś, jak twierdzi, dominują w Paryżu i wielu innych miastach. Dawniej – przypomina – rower w mieście symbolizował bunt przeciwko samochodowemu stylowi życia, logice ekonomicznej i był wyrazem autonomii, wolności i zrównoważonego rozwoju, a nawet życzliwości.

Lecz ogromny sukces rowerów doprowadził dziś wręcz do walki klas w nowej postaci. „Le Monde” cytuje autora ministerialnego raportu: „Rower, bezemisyjne urządzenie, niegdyś symbol totalnego luzu, stał się znakiem agresji, egoizmu i miejskiego chaosu”. Slalom między pieszymi, przyspieszanie na czerwonych światłach, pojedynki z samochodami, jazda pod prąd, kierownica w jednej ręce i telefon w drugiej… Ulice naszych miast stały się areną nowego rodzaju zażartej walki. Drogi, a także ścieżki rowerowe „wywołują u ludzi, zwłaszcza u mężczyzn, specyficzne formy gniewu”.

Słuchaj też: Szalony jak kolarz. Zresztą sami posłuchajcie

Uspokoić ruch

Raport przypomina, że przy równym czasie podróży ryzyko śmierci rowerzysty w wypadku jest trzykrotnie wyższe niż pieszego, czterokrotnie wyższe niż kierowcy i siedmiokrotnie niższe niż użytkownika motoroweru. Ale przecież w jakimś momencie 100 proc. populacji staje się pieszymi. Dlatego wszyscy muszą być zainteresowani „bezpieczeństwem jako priorytetem”. Rzeczywiście, przecież wiele osób, w tym i ja, występuje we wszystkich trzech rolach – pieszego, kierowcy i rowerzysty.

Niestety – zwraca uwagę autor – podejmowane w miastach próby „uspokojenia ruchu” na ulicach napotykają na postrzeganie mobilności jako „utajonej walki klas”. Konkretny użytkownik drogi jest utożsamiany ze swym środkiem transportu. Dotyczy to zwłaszcza rowerzystów, postrzeganych jako uprzywilejowane mieszczuchy z centrów miast. Niektórzy rzeczywiście zachowują się, jakby używanie ekologicznego środka transportu dawało im wszystkie przywileje. Wzrost konfliktów między użytkownikami dróg odzwierciedla zarówno zaostrzenie podziałów społecznych i geograficznych, jak i napięcia wokół działań przeciwko zmianom klimatu.

Raport poza analizami tych zjawisk formułuje 40 ciekawych rekomendacji dla zwiększenia bezpieczeństwa, przełamania wzajemnej nieznajomości i nawyków innych użytkowników dróg. Proponuje nowe szkolenia tak kierowcom, jak i rowerzystom. Na przykład kierowcom podpowiada naukę otwierania drzwi „metodą holenderską” – przeciwną ręką, by widzieć nadjeżdżający rower.

Szczęśliwie u nas ten miejski chaos jeszcze się tak nie nasilił. Ale rowerów i wypadków jest coraz więcej. Warto, by i nasze władze oraz stowarzyszenia rowerzystów sprawdziły ten raport i może korzystały z zaproponowanych tam środków zaradczych.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną