Wielka szpetna ustawa
Wielka szpetna ustawa Trumpa. Miała być jutrzenką „złotej ery” USA, będzie niewypał
„Do końca nie było pewne, czy „jedną wielką piękną ustawę”, jak nazwał ją Donald Trump, Kongres uchwali przed wyznaczonym przez prezydenta terminem 4 lipca, czyli Dniem Niepodległości. Wiadomo było, że wszyscy Demokraci bez wyjątku będą przeciw, a minimalna przewaga Republikanów w obu izbach nie gwarantowała sukcesu. Wielu republikańskich deputowanych miało wątpliwości. Sztandarowy punkt programu drugiej kadencji Trumpa, ustawa budżetowa mająca przyspieszyć wzrost gospodarki i zapewnić popiersiu prezydenta miejsce na górze Rushmore, mogła się okazać niewypałem.
Trump i jego pretorianie już wczesną wiosną rozpoczęli lobbing na rzecz ustawy. Opornych senatorów i kongresmenów prezydent wzywał na dywanik do Białego Domu i godzinami przekonywał, by na nią głosowali. Albo dzwonił – kongresmenkę Victorię Spartz jeden z takich telefonów doprowadził do płaczu. Swymi wpisami-apelami w sieci, obfitującymi w wykrzykniki, Trump dawał też do zrozumienia, że w razie dalszej opozycji „oporni” utracą jego poparcie, kiedy będą się ubiegać o reelekcję.
Opór często był uzasadniony. Republikanie z liberalnych stanów i okręgów wyborczych obawiali się zawartych w ustawie radykalnych redukcji wydatków socjalnych. Fiskalni konserwatyści domagali się jeszcze większych cięć, ostrzegając przed niebezpiecznym powiększeniem deficytu i długu USA. Ostatecznie Biały Dom i republikański przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson zgodzili się na minimalne poprawki.
Ustawa przeszła w przeddzień Święta Niepodległości. Nie pomogło dziewięciogodzinne dramatyczne przemówienie lidera demokratycznej mniejszości w Izbie Reprezentantów Hakima Jeffriesa, który ostrzegał, że „One Big Beautiful Bill” (w angielskim skrócie: OBBB) zrujnuje kraj i jego mieszkańców.