1297. dzień wojny. To jeszcze nie akt wojny. Jak powinno zareagować NATO na dronowy incydent w Polsce?
Dziś, kiedy emocje nieco opadły, wiemy już, że do prowokacji w Polsce użyto 19–23 bezpilotowe Gerbery. Poza funkcją latającej nieuzbrojonej pułapki ściągającej na siebie ogień przeciwlotniczy mogą też prowadzić rozpoznanie za pomocą prostej kamery telewizyjnej lub termowizyjnej. Aparaty tego typu często wyposaża się w karty SIM, by mogły logować się do lokalnej sieci komórkowej, co wspomaga nawigację, ale też pozwala na transmisję za pośrednictwem zwykłych mediów społecznościowych. Pod latarnią najciemniej i znalezienie tajnej wojskowej korespondencji w zalewie prywatnej jest wręcz niemożliwe, dlatego spokojnie wykorzystuje się komunikatory społecznościowe w działalności wojskowej. Jak wcześniej donoszono, w co najmniej czterech przypadkach odnaleziono polskie karty SIM w dronach zestrzelonych w Ukrainie. Niewykluczone, że i w tych takie były. Te z Ukrainy zostały zweryfikowane u operatora w Polsce i dane osób, które je zakupiły u nas w kraju, są znane. Nie wiemy, co z tym dalej, ale wydaje się, że służby specjalne w Polsce są jakby ospałe. Konkludując, poza uczestnictwem w prowokacji, która torowała drogę masowej dezinformacji (o czym wkrótce napiszemy), aparaty mogły prowadzić rozpoznanie, jeśli miały na pokładzie kamery. Niestety, nasza prokuratura prowadząca śledztwo informuje o ustaleniach bardzo skąpo, co pozostawia szerokie pole do manipulacji.
To nie wojna
Niezależnie od tego, czy aparaty zbierały informacje czy nie, wtargnięcie w naszą przestrzeń powietrzną było aktem agresji, choć jeszcze nie aktem wojny. Gdyby było to uderzenie na konkretne cele i wywołałoby określone straty, to co innego.