Śmierć agitatora
Zabójstwo Charliego Kirka. Żaden z influencerów prawicy nie miał takiej siły. Obóz Trumpa zyskał męczennika
Ideowy przywódca młodej amerykańskiej prawicy przemawiał na campusie uniwersytetu w stanie Utah. Jeden ze słuchaczy zapytał go, czy wie, ilu transseksualistów popełniło w ostatnich 10 latach morderstwo i ile było w tym okresie „masowych zabójstw”. Kiedy mówca odpowiadał, padł strzał. Ugodzony w szyję Kirk zmarł kilka godzin później. Zabójcą okazał się 22-letni Tyler Robinson, syn policjanta. Motywy jego czynu, kiedy zamykamy te kolumny, nie są całkiem jasne, choć wiele wskazuje na to, że uważał Kirka za „faszystę” i siewcę nienawiści. Wydał go policji ktoś z rodziny, być może jego ojciec.
Wieczorem w dniu zamachu telewizja pokazała nagrane przez Donalda Trumpa czterominutowe przemówienie na cześć ofiary zamachu. Chociaż Kirk nie pełnił żadnego urzędu, prezydent nakazał opuszczenie flag na budynkach rządowych do połowy masztu. Zapowiedział też, że zabójcę czeka kara śmierci.
Prawdopodobnie zawdzięcza Kirkowi zwycięstwo w zeszłorocznych wyborach. Do niedawna młodzi Amerykanie, statystycznie biorąc, wyrażali poglądy bardziej liberalne i lewicowe niż ich rodzice i dziadkowie. Częściej niż starsze pokolenia deklarowali dystans wobec zorganizowanej religii i w wyborach głosowali w większości na kandydatów Partii Demokratycznej. Kilkanaście lat temu zaczęło się to zmieniać, w czym ogromny udział miał Charlie Kirk. Przedstawiciele generacji Z mówią, że zamordowany 10 września działacz przekonał ich, że wyznając konserwatywne ideały, „można być cool”.
Czytaj też: Laurka dla ekstremisty
Charlie Kirk: gwiazda amerykańskiej prawicy
Kirk był wschodzącą gwiazdą amerykańskiej prawicy.