Druzowie ze wzgórz
Druzowie: między Izraelem i Syrią. Kruchy spokój może pęknąć w każdej chwili
Od głównej drogi przecinającej Madżdal Szams widać zielone boisko piłkarskie, ale łatwo przeoczyć zakurzony plac budowy tuż za nim. Na bramie wjazdowej zdjęcia 12 dzieci. – Usłyszałem potężny huk, poleciały szyby w restauracji, podmuch rzucił mnie na podłogę. Na boisku byłem w ciągu kilku sekund. Nigdy nie widziałem tyle krwi – mówi Nabil, właściciel niewielkiego bistra 100 m od boiska.
To wspomnienie upalnego lipcowego dnia w 2024 r., gdy na ten skraj Izraela przy granicach z Libanem i Syrią spadła rakieta, zabijając dzieci w wieku od 10 do 16 lat i raniąc ponad 40 osób. Hezbollah twierdził, że owszem, odpalił rakietę, ale w kierunku pobliskiej bazy wojskowej. A na boisko spadł zabłąkany pocisk izraelskiej Żelaznej Kopuły. Izrael zaprzeczył, Zachód stanął po jego stronie. Miejscowi Druzowie wpadli we wściekłość. Pod adresem przybyłego potem do miasteczka wraz z ministrem finansów Becalelem Smotriczem i premiera Beniamina Netanjahu poleciały wyzwiska, z których najłagodniejsze brzmiało „mordercy”. Wielu Druzów z Madżdal Szams do dziś twierdzi, że stali się ofiarami „nie swojej” wojny.
Czytaj też: Co z mapy, to z serca. Pytanie o państwo palestyńskie wciąż jest całkowicie abstrakcyjne
Kruchy spokój
Na Wzgórzach Golan w czterech miejscowościach żyje ok. 25 tys. Druzów. W znakomitej większości wciąż uważają się za obywateli Syrii, choć Izrael zajął te tereny po wojnie sześciodniowej w 1967 r., a w 1981 r. formalnie je anektował. Jeszcze 10 lat temu nierzadkim widokiem w Madżdal Szams były portrety prezydenta Syrii Baszara Asada.