Świętokradztwo na Oktoberfest
Czy bawarskie tradycje padną ofiarą globalizacji?
W sobotę ruszyło słynne święto Oktoberfest. Organizatorzy spodziewają się, że w ciągu szesnastu dni trwania festiwalu sprzedadzą 5,1 mln litrów piwa 6 mln odwiedzających. Tylko w czasie otwierającego święto weekendu do Monachium przyjechało 8000 tys. turystów - specjalnie po to, żeby wdrapać się za drewniane stoły, pić, jeść i tańczyć do upadłego.
Jak co roku gra bawarska muzyka, kelnerki w tradycyjnych strojach roznoszą litrowe kufle piwa ważonego specjalnie na tę okazję (od lat dostarczanego przez sześć tych samych monachijskich browarów). Na pierwszy rzut oka w alpejskim landzie wszystko układa się po staremu.
Niezupełnie. Strażnicy tradycji ostrzegają, że Bawarii zagraża tani import skórzanych spodenek i ludowych sukienek z Chin, Indii i Wschodniej Europy.
Mr. Lu
Centra handlowe i butiki w Monachium przyznają, że ich lederhosen i ludowe sukienki szyte są za granicą, donosi Der Spiegel. Skóra nie pochodzi z jelenia zastrzelonego mglistym świtem w bawarskim lesie, tylko z importu z Chin, Indii, Włoch i Turcji. A dirndl, bawarskie sukienki, produkowane są w czeskich i polskich fabrykach. Dla strażników bawarskiego dziedzictwa to czyste świętokradztwo.
Podobna rzecz zdarzyła się w Norwegii już parę dobrych lat temu, gdzie sprawa strojów ludowych wywołała narodową debatę. Norwegowie też są bardzo są przywiązani do chłopskich tradycji i z chęcią wkładają tradycyjne stroje na śluby, chrzciny, święta narodowe i procesje. Okazało się jednak, że część dostępnych na rynku budader to nic innego jak chińskie podróbki. Jednym z pionierów tego niepokojącego trendu był pan Zhu Yong-Quing, który przyjechał do Norwegii, żeby serwować chop suey w chińskiej restauracji. Instynkt biznesmena podpowiedział mu jednak, że pieniądze leżą gdzie indziej. Na kursie hafciarskim dowiedział się, że jeśli chce mieć jakąkolwiek szansę na zaistnienie w biznesie strojów ludowych - musi zmienić nazwisko. Wkrótce jako John Helge założył firmę, którą przezornie nazwał Norweskie Stroje Ludowe - i która szybko osiągnęła obrót 4 mln koron rocznie. Norweskie stroje narodowe, wielokrotnie tańsze niż fastrygowane przez babcię Gunhild, wyszywane są w Szanghaju przez dwudziestu Chińczyków.
Dirndlpunk
Puryści bawarscy mówią, że skórzane spodenki, w których miejscowi i turyści pokazują się w czasie Oktoberfest, to „strój japiszoński", mający niewiele wspólnego z oryginalnymi bawarskimi lederhosen. Podobnie dirndl, które kiedyś nosiły alpejskie chłopki i służące, później modne wśród arystokracji, teraz pojawiające się w odmianie punkowej jako „dirndlpunk". To oburza tradycjonalistów: „Stroje ludowe powinny być szyte tam, gdzie są noszone".
Łatwo zrozumieć, skąd się bierze popularność rumuńskich i chińskich lederhosen. Para spodenek od bawarskiego krawca kosztuje minimum 600 euro. Importowane tylko 150. Ale, według tradycjonalistów, warto zapłacić. „Dobrej jakości lederhosen są jak druga skóra. Posłużą ci całe życie, o ile nie utyjesz". O co jednak niełatwo, biorąc pod uwagę ilości mięsa konsumowanego w czasie święta: w zeszłym roku w ciągi szesnastu dni pochłonięto 521,873 pieczonych kurczaków, 58,446 porcji golonki i 104 woły.
W ostatnich latach tani producenci z zagranicy wyparli z rynku wiele niemieckich firm odzieżowych. W Bawarii ocalało niespełna 100 zakładów, które umieją szyć prawdziwe lederhosen, martwią się Bawarczycy. Ale wiele wskazuje też na to, że bawarskie stroje ludowe przetrwają nawałnicę globalizacji. Zrzeszenia miłośników tradycji kwitną, odnotowując rekordowe ilości członków: 200 tys. dorosłych i 100 tys. dzieci. Około 9 tys. osób wzięło udział w ceremonii otwierającej Oktoberfest w sobotę - paradując w stuprocentowych lederhosen i dirndl made in Bawaria.