"Jak oni się tego nauczyli?" zastanawia się amerykański The Wall Street, nie bez zazdrości, jak zauważają Hindusi. Dr G. Madhavan Nair, szef Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych (ISRO) mówi z dumą: "Cały świat patrzy dziś na nas".
22 października Indie wystrzeliły w kosmos sondę Chandrayaan-1, rozpoczynając pierwszą misję na Księżyc. To pierwszy satelita indyjski, który opuści orbitę Ziemi. Celem misji, która ma trwać dwa lata, jest zebranie danych o powierzchni Księżyca, dzięki którym naukowcy chcą wykonać mapę rozmieszczenia pierwiastków i minerałów.
Gratulacje napływały do Indii ze wszystkich stron. Unia Europejska i Stany Zjednoczone pochwaliły "techniczny talent" Hindusów i nazwały je "rosnącą potęgą kosmiczną". Biały Dom powitał New Delhi w gronie "kosmicznej społeczności eksplorującej kosmos w celach pokojowych", a rząd brytyjski mówi: "Brawo!"
Wydarzenie świętuje się w Indiach jako demonstrację potencjału naukowego Indii. Nagłówki w prasie głosiły pełne zachwytu: "Nasze dziecko w drodze na Księżyc", "Ta misja to dowód na hinduski geniusz".
Kosmonauci będą Hindusami
Do kosmicznej agencji z siedzibą w Bangalore, w południowych Indiach, spływają już pierwsze zapytania o pracę. Wielu naukowców indyjskiego pochodzenia pracujących dla NASA i ESA, jej europejskiego odpowiednika, chce teraz kontynuować karierę na ziemi ojczystej. Nie zniechęcają ich nawet niższe pensje.
Indyjska agencja uprzedza, że nie zatrudnia obcokrajowców (a wielu z kandydatów to Hindusi, ale w drugim lub trzecim pokoleniu). ISRO zatrudnia 16,5 tys.
Nowa potęga czy kliniczny przypadek megalomanii?
Reklama