Przy wszystkich różnicach zdań z Berlinem znajdujemy się w tym samym co Niemcy euroatlantyckim świecie. I – wbrew propagandzie naszej prawicy – UE bynajmniej nie jest niemiecka. Pokazał to zarówno kryzys gruziński, jak i finansowy. To przede wszystkim Francja, ale i państwa naszej Międzyeuropy – z Polską, krajami bałtyckimi, a także Ukrainą – były szczególnie aktywne. Natomiast Niemcy – po rosyjskiej próbie zalegalizowania rozbioru Gruzji – zastanawiają się, na ile ich strategiczne partnerstwo z Rosją jest złudzeniem.
Lobby prorosyjskie, silne zarówno w kręgach gospodarczych, jak w politycznych think tankach i niemieckich mediach, początkowo bagatelizowało rosyjski najazd na Gruzję. Gdy jednak Gerhard Schröder, były kanclerz, a obecnie lobbysta Gazpromu, nazwał prezydenta Gruzji hazardzistą, który chciał wciągnąć Zachód w awanturę z Rosją, został ostro przywołany do porządku przez ministra spraw zagranicznych Niemiec. Frank-Walter Steinmeier był nie tylko najbliższym współpracownikiem kanclerza Schrödera, ale i autorem strategii intensywnej współpracy gospodarczej i politycznej z Rosją, która doprowadziłaby do zmian upodobniających Rosję do krajów członkowskich UE.
Era Putina
Złudzenia co do demokratycznych przemian w Rosji można było mieć na początku ery Putina. Jednak po pacyfikacji Czeczenii, procesach pokazowych, dławieniu opozycji, likwidowaniu niewygodnych dziennikarzy i wreszcie po agresji na Gruzję, nawet zwolennicy ścisłej współpracy z Rosją zastanawiają się, kto tu kogo zmienia: Niemcy Rosję czy Rosja Niemcy.