Premier Rosji Władimir Putin oświadczył, że jego rząd kończy wojnę z terroryzmem w Czeczenii. Ponieważ premier Putin nie podaje własnej definicji terroryzmu, można się domyślać, że nazywa on terroryzmem wszystko to, co dzieje się w Czeczenii, która walczy własnymi siłami, często w sposób niezgodny z prawem i prawami człowieka o prawo ojczyzny do niepodległości. W tak szeroko pojmowanej definicji mieści się zarówno partyzantka, jak i ruch narodowowyzwoleńczy, które nie tylko w Czeczenii, ale wszędzie na świecie sięgają po techniki typowe dla terroryzmu tzn. porwania, tyranobójstwo, by ci u władzy, dobrze chronieni, mieli się czego bać.
Wydaje się, że doradcy pana premiera Putina przeczytali raz jeszcze, na nowo, ważne pozycje z klasyki rosyjskiej - „Biesy" Dostojewskiego, pamiętniki księcia Kropotkina oraz prace Bakunina. Nowoczesny terroryzm wyrasta z ich przemyśleń. Ojczyzną nowoczesnego terroryzmu jest Rosja carska. Wtedy właśnie zdesperowani szaleńcy, arystokraci, ludzie świetnie wykształceni, nie mieli innego wyjścia w walce z despotią jak sięgnąć po broń słabych, za którą uważany jest terroryzm.
Jeżeli spadkobierca tradycji wielkorosyjskiej Władimir Putin kończy wojnę z terroryzmem, to znaczy, że wie, kogo nie można pokonać. Nie da się pokonać górali w ich własnych, wysokich górach, takich jak Kaukaz, za pomocą żołnierzy, którzy pochodzą z Rosji, czyli kraju, który poza Uralem nie ma gór. A zatem nie ma górali. Nie idzie się na wojnę z góralami, jeśli nie ma się własnych. Uświadomiły to Moskwie narody będące pod butem Rosji zwanej dawno temu więzieniem narodów, że jeśli jakaś społeczność etniczna odrębna kulturowo i religijnie chce własnego państwa, to nie ma ludzkiej siły, żeby jej w tych dążeniach i marzeniach przeszkodzić.