Jedz, ruszaj się i spalaj
Jedz, ruszaj się i spalaj. Czy dieta bez ruchu odejmuje kilogramy?
Człowiekowi, który przez cały rok za biurkiem i na kanapie wypracowuje – a właściwie odsiaduje – dodatni bilans energetyczny, przybywa przez rok co najmniej kilka kilogramów. Bo zamiast tłuszczu organizm spala tkankę mięśniową.
„Kochanego ciałka nigdy nie za wiele” – powiadają niektórzy puszyści, zapominając, że za tą zgrabną formułką kryje się więcej nieszczęść niż wymuszonej satysfakcji: nie można być otyłym i jednocześnie zdrowym. Angielskie słowa fat (otyły) i fit (wysportowany) różni tylko jedna litera, ale ci pierwsi, nawet jeśli wyglądają kwitnąco, mają w porównaniu ze szczupłymi rówieśnikami dużo wyższe ryzyko rozmaitych chorób. I nawet jeśli katują się dietami, by stracić na wadze, skutki zazwyczaj są marne. Szczególnie więc do nich lekarze i dietetycy kierują zalecenie, by odchudzanie nie było okresową modą, lecz nauką zdrowego stylu życia, którego elementem musi być aktywność fizyczna. Nie ma cudów: żeby schudnąć, trzeba zadbać o ujemny bilans energetyczny, czyli sytuację, w której organizm spala więcej kalorii, niż otrzymuje w pożywieniu. Regularny ruch nie tylko w tym pomaga, lecz także powoduje wzrost podstawowej przemiany materii.
Ale uwaga: im ktoś więcej waży, tym mu trudniej się ruszać. Przekonywanie, by co chwila skakał na skakance lub pół dnia nie schodził z bieżni, jest szalenie nieodpowiedzialne – taki wysiłek może w najgorszym wypadku doprowadzić do problemów kardiologicznych lub poważnej kontuzji, a w najlepszym – do zniechęcenia do jakiejkolwiek aktywności. Tu najważniejsze są umiar i systematyczność. Można zacząć od godziny spaceru dziennie lub walca na dancingu. Już Sokrates 400 lat p.n.e. zalecał w walce z otyłością właśnie taniec – to pierwsza znana w medycynie metoda radzenia sobie z nadwagą.