W Suwałkach gimnazjaliści i ich rodzice nauczyli się, że pani Teresa od matematyki jest funkcjonariuszem publicznym, na którego nie wolno podnosić ręki ani głosu. We wrześniu do szkoły przyszli policjanci z nakazami stawienia się w sądzie dla kilkorga uczniów trzeciej klasy. Za znieważenie funkcjonariusza publicznego można trafić do więzienia na 3 lata.
Nic niezwykłego
– Ale to jest quasi-postępowanie, bo mamy do czynienia z nieletnimi – mówi Marcin Walczuk, sędzia Sądu Okręgowego w Suwałkach. – W tym przypadku nie ma mowy o przesłuchaniach, lecz o wysłuchaniach. Nie można też mówić o wyroku, ale o postanowieniu sądu.
W suwalskim sądzie niechętnie używa się także słowa zarzuty, lepiej powiedzieć: coś na kształt zarzutów. Wśród nich: lżenie nauczycielki, rozbieranie się, wychodzenie z klasy, rozmawianie przez telefon, oddawanie moczu – wszystko podczas lekcji. To pierwszy w Polsce przypadek, gdy nauczyciel stawia uczniów przed sądem. Oprócz pani Teresy status pokrzywdzonego przyznano jeszcze pięciorgu nauczycielom, chociaż o to nie prosili.
W mediach sprawa suwalska porównywana jest do toruńskiej sprzed 9 lat – kiedy uczniowie technikum założyli na głowę nauczyciela języka angielskiego kosz na śmieci. Toruńska wybuchła gwałtownie, szybko ucichła. Zapadły wyroki (choć nauczyciel nie skarżył) – od 5 do 11 miesięcy robót publicznych. Dziennikarze „NIE” opisali przypadek jednego ze sprawców tamtej afery – teraz architekta. Technikum zaprosiło go, by wygłosił wykład, ale na 30 osób w klasie słuchały go dwie.