– Czy propozycja Komisji Europejskiej, by kraje za nieprzyjęcie uchodźców płaciły po 250 tys. euro od osoby, jest nieprzyzwoita? – pytała swoich rozmówców – Jerzego Baczyńskiego, Annę Materską-Sosnowską i Pawła Wrońskiego – publicystka POLITYKI Janina Paradowska.
– I tak, i nie – uważa Paweł Wroński. Zdaniem dziennikarza „Gazety Wyborczej” zaproponowana suma jest bardzo wysoka, ale najwyraźniej gotowi jesteśmy ją zapłacić. W słynnym przymówieniu, w którym prezes PiS mówił o uchodźcach, że są nosicielami bakterii i pierwotniaków, Kaczyński sugerował, że Polska zamiast przyjmować uchodźców może ponieść pewne nakłady finansowe.
– Propozycja Komisji jest więc próbą otwarcia się na te państwa, które nie chcą uchodźców, ale chcemy być solidarni i pomóc jej w rozwiązaniu tego problemu. Jeśli otwiera się furtkę pod tytułem, że nie musicie partycypować w kwotach, ale dołożycie się do rozwiązania tego problemu, to jest jakiś pomysł. Ale zaczynanie dyskusji od stwierdzenia, że to prima aprilis, tak jak minister Waszczykowski, to nie jest dobry początek – uważa Wroński.
– Ale nie rozumiem, dlaczego nie możemy przyjąć w Polsce tych kilku tysięcy uchodźców? Co to jest za wyzwanie dla takiego kraju jak Polska? – pytała Paradowska.
Jerzy Baczyński przypomniał, że prawdopodobnie nawet tak niewielkiej liczby – 7 czy 8 tysięcy – uchodźców nie zatrzymalibyśmy w Polsce, bo Polska nie ma dobrej reputacji jako miejsce osiedlania się dla uchodźców.
– Kryzys uchodźczy to nasz wspólny problem, więc jeśli nie możemy przyjąć uchodźców, to dołóżcie się finansowo do rozwiązania tego problemu, koniec i kropka – przyznał redaktor naczelny POLITYKI.