Dwa konflikty wokół lustracji w ciągu kilku tygodni to sporo jak na Kościół. Oba wybuchły w Małopolsce. To diecezja szczególna, choćby ze względu na związane z nią nazwiska – Wojtyły, Macharskiego czy Dziwisza. A tu nagle najpierw wychodzi z niej apel o samolustrację w Kościele, a niecały tydzień temu regionalny tygodnik w Zakopanem postawił pytanie, czy popularny podhalański kapłan był agentem czy ofiarą SB?
Na zdrowy rozum dwie sprawy lustracyjne to żaden kryzys. Ale zyskały momentalnie wielki rozgłos. Z ich okazji bowiem padło fundamentalne pytanie: czy Kościół może być wyłączony z lustracji? A w Krakowie kipi od plotek, którzy to księża kryją się pod kryptonimami z teczki IPN księdza Zaleskiego. Wynika z nich, że może chodzić także o duchownych nadal czynnych, znanych i zasłużonych.
Niezłomny z Radwanowic
Tadeusz Isakowicz-Zaleski po ormiańskich przodkach ze strony matki odziedziczył krucze włosy (dziś przyprószone siwizną), wschodnie rysy, a pewnie i charakter. Pochodzący z Kresów i po wygnaniu osiadły w Krakowie ojciec zaszczepił w nim miłość do historii i antykomunizm. Tadeusz miał studiować na UJ historię, ale w liceum zaczął się udzielać w ruchu oazowym ks. Franciszka Blachnickiego i w końcu wybrał seminarium.
Pierwszy raz komunistycznym porządkom sprzeciwił się w jednostce wojskowej w Brzegu, dokąd trafił na dwa lata razem z innymi klerykami. Ale buntował się też w seminarium: chciał założyć samorząd kleryków, za co go zawieszono i na rok zesłano do parafii w Chrzanowie. To wtedy, jak wspominał, zrozumiał, że w Kościele nie ma demokracji. Po Sierpniu 1980, a zwłaszcza w stanie wojennym, wspierał Solidarność. W 1983 r. przyjął święcenia. Zasłynął kazaniami, które głosił podczas mszy za ojczyznę organizowanych w nowohuckim kościele w Mistrzejowicach przez innego znanego z antykomunistycznych przekonań ks.