Archiwum Polityki

Napary chimeryczne

Obie trafiły do Europy mniej więcej w tym samym czasie – na początku XVII w. Naznaczone pogańskim piętnem były początkowo podejrzewane o właściwości trujące i narkotyzujące. Szybko jednak wrosły w tkankę obyczaju. Stworzono wokół nich instytucje, rytuały i celebrę. Obie – mniej więcej w połowie XX w. – uległy presji postępu i pośpiechu zmieniając się we własne karykatury: herbatę ekspresową i kawę rozpuszczalną.

Był wiek XVIII. Szwedzki król Gustaw III postanowił naukowo udowodnić, która z dwóch substancji: kawa czy herbata jest bardziej szkodliwa. Do eksperymentu przeznaczono skazanych bliźniaków. Jednego pojono codziennie kawą, drugiego herbatą, a lekarze mieli obserwować spodziewane postępy powolnej śmierci. Doświadczenie trwało wiele lat. Zginął w zamachu król, pomarli prowadzący eksperyment profesorowie, a bliźniacy dożyli spokojnej starości przekraczając osiemdziesiątkę.

Nie powiodły się także plany dostojników kościelnych, by obłożyć kawę papieską anatemą. Klemens VIII po wypiciu filiżanki naparu stwierdził, że szkoda go tylko dla niewiernych i pobłogosławił. Mimo to kawę długo nazywano czarną turecką krwią, a nasz Morsztyn zalecał, by nią „chrześcijańskiej nie plugawić gęby”.

Podobnie było z herbatą: „Gdyby Chiny wszystkie swoje trucizny przesłały, nie mogłyby nam tyle zaszkodzić, co swoją herbatą” – pisał botanik ks. Krzysztof Kluk. Jędrzej Śniadecki wypowiadał się co prawda w sposób bardziej umiarkowany, ale także przestrzegał, że „w czulszych i delikatniejszych damach może (ona) sprawić na moment skutki podobne do owych, jakie sprawiają wina na mężczyznach”.

Mahomet po małej czarnej

Europejskie obawy musiały budzić zdumienie w krajach, skąd herbata i kawa pochodzą, bo tam uznawane były za napoje święte o mitycznym rodowodzie.

Herbata jest starsza. Chiny znają ją od ponad 4 tys. lat. O cesarzu, któremu przypadkiem wpadły do wrzątku herbaciane listki, słyszał chyba każdy, wykorzystano go nawet w telewizyjnej reklamie. Ale jest jeszcze inna legenda związana z postacią Bodhidharmy, założyciela buddyjskiej szkoły zen. Według niej Bodhidharma nie mogąc zapanować nad znużeniem podczas wielogodzinnej medytacji rozgniewany obciął sobie powieki i rzucił je na ziemię.

Polityka 51.2001 (2329) z dnia 22.12.2001; Społeczeństwo; s. 145
Reklama