Archiwum Polityki

O wyższości jazzu nad jazzem

Niebawem rozpocznie się dziesiąta, jubileuszowa edycja Warsaw Summer Jazz Days. W ciągu ostatniej dekady organizator festiwalu Mariusz Adamiak konsekwentnie prezentuje najbardziej oryginalne zjawiska we współczesnym jazzie. Ale impreza ta w bolesny sposób pokazuje też, że rośnie przepaść między światową czołówką a polskimi muzykami i skłania do pytania, co zrobić, by ożywić rodzimą scenę?

W ostatnich latach to właśnie Warsaw Summer Jazz Days był festiwalem budzącym skrajne emocje. Jego zwolennicy podkreślali, że Adamiak wyznaczył nowe, wysokie standardy, jakich w polskim jazzie dotychczas nie było. Programowo postawił na wykonawców amerykańskich, bez sentymentów za to potraktował rodzimych instrumentalistów, których występy podczas wszystkich edycji festiwalu można zliczyć, bez większej przesady, na palcach jednej ręki. Nie brakło też wypowiedzi przeciwnych: antagoniści twierdzili, że dyrektor i twórca festiwalu skłócił muzyczne środowisko i doprowadził do niezdrowej konkurencji między Warsaw Summer Jazz Days a nobliwym Jazz Jamboree. Nic dziwnego, że szybko pojawiła się powszechnie głoszona opinia, wedle której Mariusz Adamiak jest wrogiem numer jeden Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego.

Oprócz zarzutów emocjonalnych padały także uwagi rzeczowe: sceptycy twierdzili bowiem, że dźwięki dobiegające z Sali Kongresowej podczas Warsaw Summer z jazzem nie mają wiele wspólnego i że promowani są wykonawcy, którzy grają głową, bo zamiast bezkonfliktowo dołączać do tradycji, wyznaczonej przez na przykład Coltrane’a, prezentują jakieś przeintelektualizowane koncepcje zabijające spontaniczność i radość wykonywanej muzyki.

Muzyczna żonglerka

Adamiakowi z pewnością nie można odmówić konsekwencji. To prawda – promuje on muzykę dość trudną, czasem całkiem odmienną od klasycznego już jazzu Milesa Davisa i Johna Coltrane’a z lat 60. Jednak to właśnie na Warsaw Summer Jazz Days udało się sprowadzać artystów decydujących o współczesnym obliczu tej muzyki.

W roku ubiegłym gwiazdą festiwalu był Pat Metheny – gitarzysta, któremu popularności mogłaby pozazdrościć niejedna gwiazda muzyki pop. Rzecz w tym jednak, że amerykański wirtuoz jest przykładem muzyka wymykającego się stereotypowym klasyfikacjom.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Kultura; s. 47
Reklama