Tylko około 18 proc. wypłaconych przez fundusz alimentacyjny (FA) w całym kraju pieniędzy wróci w tym roku do kasy, a w miastach z dużym bezrobociem, jak na przykład Łódź, ściągnie się najwyżej 13 proc. Każdego roku przybywa 20–30 tys. osób uprawnionych do dostawania alimentów z ZUS. Tylko od grud-nia 2000 r. do marca 2001 r. świadczenia kosztowały fundusz 285 mln zł. Szybko więc rośnie grupa tych, którzy za uchylanie się od płacenia alimentów mogą pójść do więzienia. Są wśród nich ludzie chorzy, klienci opieki społecznej, ale także pozbawieni wszelkich dochodów bezrobotni. Jeśli alimenciarz nie dostaje zasiłku ani renty, nie ma mu nawet z czego potrącić na pokrycie długu w FA. W takich razach komornik stwierdza niewypłacalność, ale fundusz płacić nie przestaje.
– Na to, że coraz więcej ludzi nie płaci alimentów, duży wpływ ma bezrobocie – mówi Mirosław Młynnik, kierownik ośrodka pomocy społecznej na warszawskiej Pradze. – Ale najczęściej są to rodziny patologiczne, z problemami alkoholowymi, ocierające się o przemoc i przestępczość.
– Coraz więcej rozwodów, więcej konkubinatów, po których rozpadzie zostaje dziecko, więcej samotnych matek wnosi do sądu o ustalenie ojcostwa i zasądzenie alimentów – dodaje ławnik wydziału rodzinnego jednego z sądów. – Myślę, że to także wina zmian obyczajowych po 1989 r., rozluźnienia więzi rodzinnych.
Sceny w sądzie
Więzień Stanisław, 43 lata, wykształcenie podstawowe, 17 tys. zł długu za niezapłacone alimenty (miesięcznie 350 zł na troje dzieci), pierwszy wyrok dwa lata temu – 10 miesięcy, drugi obecnie – 12 miesięcy: – Sąd mi zepsuł opinię, ale pracy nie załatwił. Kto tam rządzi w tym sądzie? Oni się dziwią, że pracy nie mogłem znaleźć, a sami mi papiery zasrali.