Archiwum Polityki

Więzienny blues alimenciarza

Na utrzymanie 400 tys. polskich dzieci łożą nie ich rodzice, ale podatnicy poprzez fundusz alimentacyjny przy ZUS. Teoretyczne alimenty (pieniądze na wychowanie i utrzymanie członka rodziny) powinny być płacone dobrowolnie albo z wyroku sądowego: mąż może wspomagać finansowo byłą żonę, jeśli po rozwodzie została bez środków do życia, syn łożyć na utrzymanie starych rodziców, matka na dziecko mieszkające ze swoim ojcem; najczęściej płaci ojciec na dziecko, ślubne lub nie, będące pod prawną opieką matki. Jeśli mimo sądowego orzeczenia taki ktoś nie płaci alimentów, bywa że trafia do kryminału (obecnie 4,5 tys. skazanych, w tym 100 kobiet). Kiedy ktoś w Polsce idzie do więzienia za alimenty, to jakby wrzucił jałowy bieg. Odsiedzi od kilku miesięcy do dwóch lat bezczynnie, bo pracy w kryminale nie znajdzie. Przez ten czas na wolności urzędnik funduszu alimentacyjnego będzie regularnie dopisywał do jego konta kolejne długi. Bo działający w ramach ZUS fundusz płaci alimenty za tych, co sami tego nie robią, ale żąda zwrotu pożyczki z procentem – jak bank. Nic go nie obchodzi, że wierzyciel siedzi i nie zarabia. To absurd: z jednej strony bezrobocie, przepełnione więzienia i krótki budżet państwa, z drugiej podwójny rachunek wystawiony społeczeństwu – na więzienną miskę dla taty i na utrzymanie dziecka – płacony właśnie z tego budżetu. W 2000 r. z funduszu alimentacyjnego uszło ponad 1,1 mld zł. Klientów wciąż przybywa, dziura w kasie rośnie.

Tylko około 18 proc. wypłaconych przez fundusz alimentacyjny (FA) w całym kraju pieniędzy wróci w tym roku do kasy, a w miastach z dużym bezrobociem, jak na przykład Łódź, ściągnie się najwyżej 13 proc. Każdego roku przybywa 20–30 tys. osób uprawnionych do dostawania alimentów z ZUS. Tylko od grud-nia 2000 r. do marca 2001 r. świadczenia kosztowały fundusz 285 mln zł. Szybko więc rośnie grupa tych, którzy za uchylanie się od płacenia alimentów mogą pójść do więzienia. Są wśród nich ludzie chorzy, klienci opieki społecznej, ale także pozbawieni wszelkich dochodów bezrobotni. Jeśli alimenciarz nie dostaje zasiłku ani renty, nie ma mu nawet z czego potrącić na pokrycie długu w FA. W takich razach komornik stwierdza niewypłacalność, ale fundusz płacić nie przestaje.

– Na to, że coraz więcej ludzi nie płaci alimentów, duży wpływ ma bezrobocie – mówi Mirosław Młynnik, kierownik ośrodka pomocy społecznej na warszawskiej Pradze. – Ale najczęściej są to rodziny patologiczne, z problemami alkoholowymi, ocierające się o przemoc i przestępczość.

– Coraz więcej rozwodów, więcej konkubinatów, po których rozpadzie zostaje dziecko, więcej samotnych matek wnosi do sądu o ustalenie ojcostwa i zasądzenie alimentów

– dodaje ławnik wydziału rodzinnego jednego z sądów. – Myślę, że to także wina zmian obyczajowych po 1989 r., rozluźnienia więzi rodzinnych.

Sceny w sądzie

Więzień Stanisław, 43 lata, wykształcenie podstawowe, 17 tys. zł długu za niezapłacone alimenty (miesięcznie 350 zł na troje dzieci), pierwszy wyrok dwa lata temu – 10 miesięcy, drugi obecnie – 12 miesięcy: – Sąd mi zepsuł opinię, ale pracy nie załatwił. Kto tam rządzi w tym sądzie?

Polityka 22.2001 (2300) z dnia 02.06.2001; Raport; s. 3
Reklama