Dwudziestego pierwszego grudnia 1961 r. o godzinie 17.16 zginął, po upadku z wysokości szóstego piętra na trawnik pod blokiem mieszkalnym w centrum Warszawy, 41-letni socjolog i publicysta Henryk Holland. Miało to miejsce w czasie rewizji przeprowadzanej w jego mieszkaniu przez SB, na którą Holland został doprowadzony z aresztu jako osoba, której – parę godzin wcześniej – postawiono zarzut szpiegostwa. Jego śmierć wywołała publicznie ujawniony ferment w ówczesnym establishmencie politycznym i intelektualnym. Wbrew oficjalnemu komunikatowi prokuratury wojskowej, że Holland „targnął się na swoje życie”, dosyć powszechnie uważano, iż został zamordowany: albo esbecy wypchnęli go przez okno, albo dla ukrycia wcześniej dokonanego zabójstwa wyrzucili martwe ciało.
Śmierć Hollanda zarówno przez część ówczesnych uczestników i obserwatorów sceny politycznej, jak i później wielu historyków, została wpisana w proces odchodzenia od Października, a z uwagi na drastyczność wydarzenia uznana nawet za symbol restalinizacji Polski i najbardziej jaskrawy przykład walki toczonej przez biorących górę „zamordystów” z formacją rewizjonistyczną w partii komunistycznej.
Konflikt ten został niezwykle sugestywnie opisany
– acz nie bez wielu uproszczeń – w słynnym eseju Witolda Jedlickiego „Chamy i Żydy”, który ukazał się w paryskiej „Kulturze” równo w rok po tragedii, która rozegrała się przy ul. Nowotki. Esej ten był wielokrotnie przedrukowywany i jest do dziś cytowany. Osoba i osobowość Hollanda w niemal doskonały sposób mieściły się w nakreślonym przez Jedlickiego schemacie Żyda.