Archiwum Polityki

Broń palna

Rosja na krótko zakręciła kurek z gazem. Spadło ciśnienie w rurach, wzrosło w polityce.

Źle zaczął się ten rok. Rosjanie przykręcili kurek z gazem, który płynie rurociągami na Ukrainę i dalej – do wielu krajów Europy Zachodniej, Środkowej oraz na Bałkany. Pół biedy, gdyby chodziło tylko o pieniądze. Niestety, z dnia na dzień przybywa dowodów, że gaz jest dla Rosji narzędziem do wywierania politycznej presji, nową „bronią palną”.

Wszystko zaczęło się już kilka miesięcy temu: Rosjanie przypomnieli sobie, że swego czasu (jeszcze za Kuczmy) podpisali z Ukrainą niekorzystną dla siebie wieloletnią umowę na dostawy dużych ilości gazu w cenie 50 dol. za 1000 m sześc. Robili to, bo Ukraina pozostawała w bezpośredniej orbicie ich wpływów, podobnie jak Białoruś, Kazachstan, Turkmenistan. Teraz, po pomarańczowej rewolucji, zażądali z dnia na dzień prawie pięciokrotnie większej rynkowej ceny. Gdyby gazociąg z Rosji kończył się na Kijowie, a nawet Bratysławie, Ukraina w tym sporze nie miałaby żadnych szans. Jej szczęście i kłopot Rosjan polega na tym, że rurociągi sięgają dalej: do Austrii, Niemiec, Francji i na Bałkany. Tą drogą Rosjanie sprzedają na Zachód blisko 120 mld m sześc. gazu. A to są już gigantyczne ilości.

Kiedy od 1 stycznia 2006 r. ciśnienie w rurociągach idących przez Ukrainę spadło, odbiorcy w krajach Unii i w Turcji teoretycznie nie powinni tego odczuć. Skoro nie ma umowy, a dostawy oficjalnie zostały przerwane, Ukraina powinna na swoim terytorium zakręcić wszystkie zawory i cały gaz przesyłać dalej do innych odbiorców. Czy to zrobiła? Jej najwyżsi przedstawiciele zapewniają, że tak. Od stycznia „nie wzięliśmy ani jednego metra rosyjskiego gazu” – powiedział dziennikarzom premier Ukrainy Jurij Jechanurow. Rosjanie są odmiennego zdania.

Polityka 1.2006 (2536) z dnia 07.01.2006; Komentarze; s. 23
Reklama