Motoryzacyjne kolosy stoją na glinianych nogach – tak kilka tygodni temu agencja ratingowa Standard&Poors oceniła dwie legendy światowej motoryzacji, koncerny General Motors i Ford Motor. Agencja S&P analizuje politykę firm i rządów oceniając ich kredytową wiarygodność. Podpowiada bankierom, kto bez problemu spłaci swoje zadłużenie, a komu pożyczanie pieniędzy jest ryzykowne. Obligacje GM i Forda zakwalifikowane zostały do najniższej kategorii zwanej spekulacyjną lub pogardliwie „śmieciową”. Dla wielu obserwatorów był to gest symboliczny – S&P ogłosił koniec pierwszego stulecia motoryzacji. Wkraczamy więc w nową epokę. Co nam przyniesie?
Być może zabraknie miejsca dla wielkiej trójki z Detroit, która przez dziesięciolecia trzęsła światową motoryzacją. Ta wielka trójka to General Motors, z coraz większym trudem broniący pozycji największego koncernu motoryzacyjnego świata, Ford, który w tym roku spadł na trzecią pozycję zdegradowany przez Toyotę, oraz Chrysler, który osłabł już kilka lat temu i musiał szukać ratunku w Europie. Związał się z niemieckim Daimler-Benz (tym od Mercedesa). I teraz połączonym koncernem DaimlerChrysler (piąte miejsce w światowym rankingu) rządzą Niemcy, czego Amerykanie nie mogą przeboleć. Tak jak kłopotów dręczących pozostałe giganty z Detroit. Cała trójka współtworzyła przecież współczesną historię Ameryki. Dziś giganty walczą o przetrwanie. Liczą straty, które ponoszą zwłaszcza na rynku USA, zaciskają pasa, zwalniają pracowników i szukają oszczędności.
Uczeń nauczycielem
Reguły gry w światowej motoryzacji dyktuje japońska Toyota. Koncern powstał z fascynacji Kiichiro Toyody (syna założyciela firmy) amerykańskim przemysłem samochodowym.