Archiwum Polityki

BoLech

Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk nie hamletyzują, nie rozpatrują wszystkich za i przeciw. Uderzają bez ogródek: w Wałęsę i wszystkich wrogów lustracji.

Źle się dyskutuje o tej książce. Niedawno, naiwny, wziąłem udział w telewizyjnym programie Bronisława Wildsteina „Cienie PRL”. Od dr. Piotra Gontarczyka nie tylko usłyszałem, żem demagog, ale jeszcze nieuk. Nieporównanie gorzej ode mnie oberwał Paweł Machcewicz: jemu w artykule w „Rzeczpospolitej” Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk zarzucili, wymieniam w kolejności: „błędy i nieścisłości”, „uproszczenia”, „brak rzetelności” oraz „ahistoryzm i immoralizm”. Brakuje tylko deprawowania nieletnich.

Niestety, druga strona nie bywa lepsza. Jakoś zbyt często polemiści zapominają imion Cenckiewicza i Gontarczyka, co jako żywo przypomina depersonalizującą zbitkę „Kuroń i Michnik”. Padają też argumenty, że praca o Wałęsie nie powinna się teraz ukazać. A kiedy? Wolność badań i publikacji powinna pozostać nienaruszalnym aksjomatem. Pojawia się również supozycja, że mamy do czynienia z atakiem „młodych” na uznane autorytety; coś w tym chyba jest, ale porównanie do kampanii marcowej 1968 r. wydaje się mocno przesadzone.

Paweł Jasienica miał rację, gdy pisał: „Nie wyobrażam sobie większego nieszczęścia dla kultury niż zaniechanie sporów na temat dziejów narodu. Bo taka święta zgoda dowodziłaby niezbicie, że własna przeszłość przestała nas obchodzić”.

Najważniejsze pytanie brzmi, nie – czy pisać o Wałęsie, ale jak. Lech to przecież archetyp polskości. To Kmicic, Mochnacki (był carskim cenzorem), Traugutt (były carski oficer), Piłsudski (agent wywiadu austro-węgierskiego) w jednym. To nasza droga, od małości do wielkości. On jest w nas i my jesteśmy w nim. Mam na myśli pokolenia, które wyrosły w Polsce Ludowej. W nim jest nasz konformizm, nasze kłamstewka, nasz prowincjonalizm, nasze okrzyki – najczęściej po pijaku – „Na pohybel czerwonemu!

Polityka 26.2008 (2660) z dnia 28.06.2008; Temat tygodnia; s. 12
Reklama