Po styczniowej batalii o politykę lekową mamy kampanię emerytalną i walkę o deregulację dostępu do wielu zawodów. Na bok odeszła kwestia reformy finansów publicznych i redukcji wydatków państwa. A to sprawy równie istotne.
Sejm przyjął nowy budżet w dniu, który przyniósł świetne dane o naszej gospodarce. O ile gorzej będzie w kolejnych kwartałach?
Dobra wiadomość – dług publiczny nie przekroczył 55 proc. PKB, więc podwyżki VAT nie będzie. Jest i gorsza – kurs złotego raczej szybko się nie uspokoi, zatem podobne emocje możemy przeżywać za rok.
Włochy, Hiszpania, Węgry – kolejne kraje Europy walczą z rosnącymi kosztami obsługi długu publicznego. Kto handluje obligacjami rządów i dlaczego ich rentowność tak bardzo się waha, rozdymając te koszty do ogromnych rozmiarów?
Ostre oszczędności budżetowe to niezwykle bolesne i mało efektywne narzędzie ograniczania długu publicznego. Sęk w tym, że często jedyne, jakie można zastosować.
Grecji grozi bankructwo, USA mają obniżoną ocenę wiarygodności kredytowej, Japonia zmaga się z potężnym zadłużeniem. Nadmierny dług publiczny jest dziś zmartwieniem bardzo wielu państw. Także Polski.
W maju zawsze kwitną kasztanowce, zaczynają się matury, ale żeby w tym czasie był już gotowy rządowy projekt budżetu na przyszły rok? Coś takiego mamy w wolnej Polsce bodaj po raz pierwszy i pewnie ostatni. Trudno jednak mówić, że to zaskoczenie.
Maciej Krzak pisze w serwisie Polityka.pl, że długiem straszyć nie warto. Chyba jednak się myli.
Dotąd PO i rząd powolne tempo gospodarczych reform tłumaczyły groźbą prezydenckiego weta. Teraz to usprawiedliwienie przestało działać. A rząd lekceważy głosy krytyczne wobec jego polityki ekonomicznej.
Dług publiczny stał się dyżurnym tematem w mediach. Jego rozmiary mają wzbudzić strach, z powodu demagogicznych argumentów i półprawd.